Na
miejscu okropnego morderstwa czteroosobowej rodziny byli już miejscowi
policjanci. Czekali na będących w drodze śledczych, którzy podążali za tropem
przestępcy od pustyni. Miejsce zbrodni
na przedmieściach Las Vegas przyprawiało lokalnych stróżów prawa o mdłości. Do
czasu pojawienia się detektywów Davisa i Carmina nikt nie odważył się wejść do
salonu domku jednorodzinnego. Nie tylko bali się zniszczenia śladów, ale
również okropnego widoku jaki czekał na nich w środku. Dla śledczych wydziału
zabójstw oględziny miejsca zbrodni były zawsze pełne emocji, szczególnie tych
złych. Współczuli ofiarom i czuli się trochę winni, że nie zapobiegli kolejnej zbrodni.
Widok strasznego morderstwa powodował nawet u doświadczonych policjantów lekkie
zawroty głowy. Zastanawiające było zabicie chłopca. Miejsce, w którym zginęła
cała rodzina, było rajem dla techników. Dokoła znajdowało się mnóstwo śladów.
Stali w ciszy i próbowali pojąć cokolwiek z całej tej sytuacji.
Chwile kontemplacji śledczych
zaburzył telefon Steve’a. Rozmowa była krótka, aczkolwiek bardzo wymowna.
Zostali poinformowani o tożsamości poszukiwanego, który był podejrzany o gwałt.
Głos w telefonie powiedział także o zabójstwie w Nowym Jorku. Prowadzącym tamtą
sprawę został Arthur Monrose, co dla Jamesa nie należało do najmilszych
wiadomości. Wiedział, że ta współpraca będzie ciężka.
***
W nowojorskim wydziale zabójstw
wrzało od samego poranka. Takie morderstwa były rzadkością. Monrose nie
wiedział o tym co działo się w Nevadzie. Sądził, że jego córki przebywające na
wakacjach w Las Vegas są całkowicie bezpieczne. Po rozmowie z Davisem zaczął
cały drżeć. Nie mógł tego opanować. Przez jego umysł przepływało tysiące myśli. Czuł, że
jego dzieci są w niebezpieczeństwie. Wiedział, iż musi jak najszybciej lecieć do Nevady.
Bez względu na wszystko musiał pracować z tym, kogo osobiście, uważał za kompletnego dupka.
Miał nadzieję, że jego ukochane dziewczynki jeszcze żyją. Rozum kazał mu w to wątpić. Przestał
myśleć o świecie. Musiał bronić swojej rodziny. Nie wiedział dlaczego, ale
czuł, że morderca chce zabić jego córki.
***
- Czas rozliczyć przeszłość –
pomyślał siedząc w kasynie i popijając whisky. Patrzył na dwie zgrabne
blondynki. Córki człowieka, który go upokarzał. Monrose zniszczył mu całe
dzieciństwo. Teraz postanowił krwawo się odegrać. Przypadek sprawił, że były tu
akurat teraz. Nie miał zamiaru wypuścić ptaszków z rąk. Oczy dziewczyn, aż
przeciekały naiwnością. Nie znały go. Nie mogły niczego się spodziewać. Ojciec
starannie zatarł przed nimi swoją przeszłość.
James i Steve starali się jak
najszybciej zlokalizować mordercę. Choć znali jego dane, nie mogli liczyć na szybkie znalezienie go. Gonił ich czas. Starali się ze
wszystkich sił. Nie mogli jednak dorównać umysłowi geniusza, który cały czas
był przed nimi o krok.
Rozmowa z dziewczynami szła mu
bardzo dobrze. Nie znały go. Nie mogły wyczuć podstępu. Dla nich był przemiłym,
przystojnym facetem. Obie były nim zauroczone. Nie gonił ich czas, a dialog
ciągnął się w najlepsze. Wiedział jak komplementować ich urodę, w taki sposób,
aby jeszcze tego wieczora dokonać za zemsty. Jego aura działała na nie
doskonale. Były na wakacjach i nie miały zamiary oszczędzać sobie przyjemności.
Rozstali się około godziny czternastej. Córki tego skurwysyna same zostawiły mu
numer pokoju, w którym się zatrzymały oraz numer telefonu na wszelki wypadek. Postanowił
wybrać się na jakiś porządny obiad. Zamówione danie spożywał powolnie, ponieważ
do umówionego na godzinę dwudziestą spotkania miał bardzo dużo czasu.
W telewizji akurat były wiadomości. Zobaczył informację o „makabrycznym” morderstwie czteroosobowej rodziny na przedmieściach. Zrozumiał, że musi działać bardzo ostrożnie, bo śledczy cały czas depczą mu po piętach. Widział Davisa, który z opanowaniem udzielał odpowiedzi na pytania dziennikarzy. Kolejny głupi skurwiel. On i Monrose pasują do siebie - pomyślał, aczkolwiek przez cały ten czas jego kamienny wyraz twarzy pozostał niezmieniony. Wiedział, że policja odkryła ciała w wynajmowanym przez niego apartamencie w Nowym Jorku. Mało go to obchodziło. Nadal nie znali jego prawdziwej tożsamości. Nie wiedzieli kim jest. Znali tylko jeden z cieni jaki po sobie zostawiał. To był ich największy problem…
W telewizji akurat były wiadomości. Zobaczył informację o „makabrycznym” morderstwie czteroosobowej rodziny na przedmieściach. Zrozumiał, że musi działać bardzo ostrożnie, bo śledczy cały czas depczą mu po piętach. Widział Davisa, który z opanowaniem udzielał odpowiedzi na pytania dziennikarzy. Kolejny głupi skurwiel. On i Monrose pasują do siebie - pomyślał, aczkolwiek przez cały ten czas jego kamienny wyraz twarzy pozostał niezmieniony. Wiedział, że policja odkryła ciała w wynajmowanym przez niego apartamencie w Nowym Jorku. Mało go to obchodziło. Nadal nie znali jego prawdziwej tożsamości. Nie wiedzieli kim jest. Znali tylko jeden z cieni jaki po sobie zostawiał. To był ich największy problem…
Jego rezerwacja zaczynała się
jutro rano, więc nawet nie miał gdzie się odświeżyć. Wziął swoją torbę z
bagażnika auta i poszedł do pokoju młodych dziewczyn. Nie obchodziło go nic
związane z nimi, ich historie wpadały mu jednym a uciekały drugim uchem. Chciał
tylko i wyłącznie ukarać tego drania za wszystko. Jane i Jennette przyjęły go z
olbrzymim entuzjazmem. Na stoliku stały już dwie opróżnione butelki po winie.
Obie tańczyły w rytm cichej muzyki. Chciał najpierw się odświeżyć. Dziewczyny udostępniły mu łazienkę z wyraźnym poleceniem do
szybkiego powrotu. Chciały się zabawić. Nawet nie spostrzegły kiedy przed
wejściem do łazienki wsypał im środków nasennych do drinków. Rzucone w wir
życia, bez twardej ręki ojca, stały się naiwne i bezbronne. Wyszedł z łazienki,
gdy przestał słyszeć tupot stóp tańczących dziewcząt. Wysuszył się i założył
świeże ubranie. Bez zbędnego pośpiechu związał siostry oraz zakneblował ich
usta. Czekał. Środek działa dość długo, ale nie przeszkadzało mu to. Wiedział,
że nie może zabić ich we śnie. Nie pożądał córek tego skończonego skurwysyna
seksualnie. Chciał, aby czuły ból do ostatnich chwil swego życia.
***
Arthur przyleciał do Las Vegas
pierwszym samolotem. Musiał konsultować się z Jamesem, który dowodził całym
dochodzeniem. Ich rozmowy sprowadzały się do minimum, ale i tak aż ociekały
wzajemną pogardą. Łącząc siły starali się znaleźć córki Arthura. Ich działania
były utrudnione, ponieważ zmieniły one w ostatniej chwili hotel nie informując
rodziców, aby całkowicie na ten czas stracić kontakt z domem rodzinnym.
Wykłócanie się detektywów z obsługą hotelu, w którym rzekomo zatrzymały się nie
przyniosło żadnego skutku, natomiast stracili aż 3 godziny. Wykonując swoje
zadanie zaczęli zapominać o dawnych waśniach. Musieli wykonać cel. Musieli
uratować Jane oraz Jennette, a także złapać tego zwyrodnialca.
***
Obie powoli odzyskiwały
świadomość. Patrzył na nie kiedy ich umysły zaczynała opanowywać panika.
Próbowały wydać z siebie jakikolwiek dźwięk. Chciały wezwać pomoc. Wtedy on
powiedział:
-
Nikt was nie usłyszy, a z pewnością nie wasz kochany tatuś.
W
oczach zapłonął mu morderczy błysk. Panika ogarnęła umysły dziewczyn. Nie
potrafiły trzeźwo myśleć. Teraz w chwili zagrożenia chciałyby mieć przy sobie
ojca. On zawsze ratował je, gdy tego potrzebowały. Były sam na sam z oprawcą.
Nawet gdyby mogły mówić to w żaden sposób nie wyprosiłyby u niego życia. Powoli tracił kontrolę nad swoim umysłem, jednak
chciał zadać im jak największy ból. Lewa ręką zaczęła mu drżeć, dlatego począł
podtrzymywać ją drugą, aby nie zdradzić swej nienawiści do tego kurwiego
nasienia. Spojrzał na nie. Po ich policzkach spływały ogromne łzy. Nie wiedział
o tym, że goni go czas. Ojciec dziewczyn znajdował się już w Vegas. Wiedział za
to, że musi przedsięwziąć wszelkie środki, aby zemścić się za wspomnienia
przeszłości, które pozostawiły w jego psychice ogromny ślad. Zamierzał robić to
powoli, lecz zdecydowanie. Chciał zadać im jak największy ból, który ich ojciec
oglądając ciała. Z czarnej sportowej torby wyciągnął metalowy kij baseballowy.
Przymierzył. Młodsza z sióstr dostała w żebra. Ledwo słyszalny jęk świadczył o
tym, że nie stanowią już całości. Jane, starsza z dziewczyn wija się próbując
uwolnić się z więzów. Przerażający uśmiech na twarzy szaleńcy, oznajmił jej, że teraz
czas zająć się nią. Zamachnął się w jej kierunku i uderzył pod kolano. Usłyszał
dźwięk łamanych chrząstek i na jego twarzy pojawił się uśmiech. Próby
oswobodzenia się wprawiały go powolnie w stan wysokiego zdenerwowania.
Wiedział, że lepiej będzie jeśli owego stanu nie osiągnie. Poruszył głową, aby rozprostować kark. Spojrzał w oczy młodszej z sióstr, Jennette. W jego
oczach widoczna była tylko złość i nienawiść. Ręka delikatnie drżała. Sięgnął
do torby i wyciągnął olbrzymi nóż myśliwski. Jane cały czas go denerwowała.
Siadł na niej i złapał za obfitą lewą pierś. Łzy spływały po jej delikatnej
skórze. Dotknął nożem lewego policzka. Delikatnie przesuwał zimne ostrze po
ciele dziewczyny. Podniósł nóż. Zamachnął. Zatrzymał ostrze by skórze tuż nad
prawą piersią. Dziewczyna przyspieszyła oddech co czuł pod lewą ręką. Miała
czym oddychać. Nakreślił krzyżyk, z którego od razu wypłynęła krew. Jennette
cały czas obserwowała siostrę. Cały czas podejmowała próby oswobodzenia się z
więzów. Oprawca nie zwracał jednak na nią uwagi. Sięgnął do leżącej nieopodal
torby. Wyciągnął pistolet. Dokręcił tłumik. Przystawił broń do prawego oka.
Odbezpieczył. Wystrzelił. Raz. Drugi. Odłożył broń. Podniósł nóż i wbił go w
pracujące jeszcze serce. Młodsza dziewczyna próbowała piszczeć i krzyczeć,
jednak knebel uniemożliwiał jej wydanie jakiegokolwiek dźwięku. Z ciała zaczęła
wypływać krew. Pościel powolnie nasiąkała czerwienią. Przeniósł wzrok na żyjącą
jeszcze córkę tego skurwysyna. Teraz jej kolej. Czas na trochę uwagi z jego
strony. Zaczynało kręcić mu się w głowie. W tym momencie wiedział, że musi
działać szybko. Wziął kij baseballowy. Przymierzył. Wyprowadził cios. Uderzenie
zgruchotało jej kości policzkowe. Przestała czarować swoją urodą. Po twarzy
powolnie spływała krew i łączyła się ze łzami. Chwycił za maczetę. Dokładnie
obejrzał ostrze wzrokiem psychopaty. Była wystarczająco ostra. Ciął. Ręka tuż
za łokciem odpadła od reszty ciała. Dziewczyna straciła przytomność. To
sprawiło, iż zdecydował, aby z nią skończyć. Podniósł broń. Dwukrotnie strzelił
w środek nieskalanego zmarszczkami czoła. Maczetę zdecydowanym ruchem wepchnął
w jej podbrzusze. Spojrzał na ubranie. Było pełne krwistych plam. Poszedł do
łazienki. Obmył ręce i twarz. Zdjął brudne ubranie. Założył spodnie w kolorze
khaki, biało polo oraz jasnobrązową marynarkę. Do tego czarne mokasyny. Teraz
wyglądał jak typowy średnio nadziany gracz w Vegas. Opuścił pokój i zakluczył
drzwi. Kartę, która służyła za klucz do zamka elektronicznego, schował do
wewnętrznej kieszeni marynarki. Ruszył w stronę w windy. Wtem zobaczył ją. To
była kobieta za urodę, której oddałby sto innych. Stała pięć metrów od niego.
Śliczna, zgrabna blondynka po trzydziestce. Miała na sobie czerwoną sukienkę,
która odkrywała prawie całe piękne nogi. Paliła papierosa. Wyglądała bardzo
seksownie. Uśmiechnął się. Miał szczęście. Odwzajemniła uśmiech. Przyćmienie
umysłu nagle zniknęło. Chciał ją posiąść tej nocy. Pragnął jej bliskości.
Podszedł. Z uśmiechem na twarzy zaproponowała mu papierosa. Zapalił, choć nie
miał w zwyczaju tego robić. Wtem zapytała:-
Mieszkasz w tym hotelu?
-
Tak, ale wolałbym coś bardziej przytulnego. Wyszedłem trochę się zabawić, ale
widzę, że daleko nie będę musiał szukać - odparł kończąc tylko w myślach.
Cieszył się, iż zdążył ugryźć się w język.
Mimo to cały czas patrzył w jej oczy. Były piękne. Niebieskie. Głębia, w której chciał utonąć.
Mimo to cały czas patrzył w jej oczy. Były piękne. Niebieskie. Głębia, w której chciał utonąć.
-
Chodźmy do mnie - nagle wypaliła. Wzięła go za rękę i prowadziła w kierunku
pokoju, który służył jej za dom. Szli w ciszy. Seksownie kręciła tyłkiem. Widać
było, że jest kobietą, która wie czego chce.
Dobrze,
że nie zabrałem broni, pomyślał. Cały czas wpatrywał w jej ciało. Nie wiedział,
że wpadł
w pułapkę. Weszli do pokoju. Od razu pchnęła go na łóżko. Zrzuciła sukienkę. Miała wspaniale, wysportowane ciało i pełne piersi. Zdjęła bieliznę i wzięła się za rozbieranie jego. Potem zaczęła go ujeżdżać. Nagle poczuł, że powoli traci świadomość. Cholera, pomyślał, pieprzony papieros. Ona tylko uśmiechnęła się. Była złodziejką, codziennie w taki sposób okradała kilku dzianych gości, którzy szybko lecieli na jej wdzięki. Gdy tylko kolejna ofiara zasnęła od razu przetrząsnęła jego kieszenie i portfel.
w pułapkę. Weszli do pokoju. Od razu pchnęła go na łóżko. Zrzuciła sukienkę. Miała wspaniale, wysportowane ciało i pełne piersi. Zdjęła bieliznę i wzięła się za rozbieranie jego. Potem zaczęła go ujeżdżać. Nagle poczuł, że powoli traci świadomość. Cholera, pomyślał, pieprzony papieros. Ona tylko uśmiechnęła się. Była złodziejką, codziennie w taki sposób okradała kilku dzianych gości, którzy szybko lecieli na jej wdzięki. Gdy tylko kolejna ofiara zasnęła od razu przetrząsnęła jego kieszenie i portfel.
-
Kurwa, marne tysiąc pięćset dolców. Trzeba będzie odwiedzić jeszcze pokój -
powiedziała.
Miał
jednak szczęście. Nigdy nie palił, dlatego nie zaciągnął się wystarczająco i
stracił świadomość tylko na krótką chwilę. Udawał. Wiedział, że jeżeli wejdzie
do pokoju to żywa już go nie opuści. Wyszła. Trzasnęła drzwiami. Najszybciej
jak tylko mógł, ubrał się. Wyszedł. Spojrzał, czy aby na pewno nie czai się
gdzieś na niego. Czysto. Szybkim krokiem ruszył w stronę pokoju. Stała tam za rogiem przed drzwiami. Sięgnął do kwiatka. Z donicy wyjął pistolet kaliber
9mm z tłumikiem. Gdy tylko weszła do środka pobiegł do drzwi. Otworzył je
szybko. Stała tam. Zaskoczona widokiem jaki ujrzała. Nie mogła się ruszyć. Bała
się cokolwiek zrobi. Dała z siebie wszystko, aby się odwrócić. Dziś źle
trafiła. Spojrzała mu prosto w oczy. Przestawił pistolet do jej głowy. Strzelił
trzy razy. Zabrał kartę i wyszedł. Kartę wyrzucił do śmietnika na tyłach
hotelu, tuż obok miejsca gdzie stał zaparkowany srebrny chevrolet. Ruszył w
stronę hotelu. Mógł już swobodnie udać się do zarezerwowanego przez siebie
pokoju. Odebrał rezerwację i z bagażem podręcznym udał się na jedenaste piętro
części hotelowej. Czuł, że jedyny czego teraz potrzebuje to regenerujący sen.
Spojrzał na klucz. Pokój 1107. Wszedł. Zdjął marynarkę, spodnie i buty. Rzucił
się łóżko. Od razu zasnął.
***
W
tym czasie detektywi cały czas szukali córek Monrose'a. Czas działał na ich nie
korzyść. Postanowili odpocząć w jednym z tanich moteli. Obudzili się o szóstej
rano. Szybko ruszyli celem poszukiwania dziewcząt. W końcu znaleźli hotel, w
którym dokonały rezerwacji. Okazało się, że dwa tygodnie przed przyjazdem zmieniły
miejsce rezerwacji. Pognali służbowym samochodem Davisa łamiąc wszystkie
możliwe przepisy ruchu drogowego. Wysiedli z auta. Biegiem ruszyli w stronę
recepcji. Recepcjonista podał im klucz do pokoju dziewczyn, jednak dopiero po
pokazaniu odznaki przez Jamesa. Windą pojechali na siódme piętro. Pokój 719.
Stanęli przed drzwiami. Ręce drżały obu detektywom. Davis spojrzał na
nowojorczyka. Arthur czuł ogromne zdenerwowanie. Wtem usłyszał:
-
Zostań tutaj. Wejdę tam sam. Nie wiadomo jaki widok możemy tam zastać.
-
Do cholery! Chcę zobaczyć czy moje córki są bezpieczne, rozumiesz? - próbował
naprzeć na drzwi, lecz kolega po fachu powstrzymał go silnie ramieniem.
-
Nie. Musisz zostać tutaj. Monrose zrozum to!
-
Okay, ale wchodzę zaraz za tobą.
-
W ogóle tam nie wejdziesz, dopóki ci nie pozwolę. Jesteś pod moją jurysdykcją.
-
Nie możesz mi tego zrobić pieprzony dupku - cały czas denerwował się o swoje
córki.
-
Mogę. I teraz właśnie to robię. Cofnij się. Wejdę tam sam.
Davis
wziął do ręki klucz do zamka elektronicznego. W drugiej ręce trzymał broń.
Uchylił drzwi. Wszedł. To co zobaczył całkowicie go zatkało. Spóźnili się. Nie
zdążyli powstrzymać tego psychola. Spojrzał na ciało zupełnie obcej dziewczyny.
Pomyślał, że to przypadkowa ofiara. Pewnie coś zauważyła i dostała kulkę.
Prosto między oczy. Leżała na podłodze w kałuży krwi. Widok Jane i Jennette zatykał dech w piersiach. Ostatnio, gdy je widział, były takie małe.
W tym momencie leżały martwe. Chwycił za telefon. Wybrał na numer. Powiedział:
-
Szybciej, kurwa, szybciej - kolejne sekundy oczekiwania dłużymy się detektywowi
nieskończenie,
aż wreszcie ktoś podniósł słuchawkę - Przyjedźcie do Caesars Palace. Mamy 3 ciała. Dwie
z zamordowanych to córki Arthura Monrose z nowojorskiego wydziału śledczego. Musimy dokładnie zbadać miejsce zbrodni. W końcu musiał, kurwa, zostawić jakiś ślad.
aż wreszcie ktoś podniósł słuchawkę - Przyjedźcie do Caesars Palace. Mamy 3 ciała. Dwie
z zamordowanych to córki Arthura Monrose z nowojorskiego wydziału śledczego. Musimy dokładnie zbadać miejsce zbrodni. W końcu musiał, kurwa, zostawić jakiś ślad.
-
Okay. Jedziemy. Daj nam pięć minut - odpowiedział głos w słuchawce.
Potem
wybrał jeszcze kilka innych numerów. Powiadomił wszystkich, że ta sprawa to
priorytet.
Nie można było dopuścić do kolejnej zbrodni. Wiedział, że na korytarzu czeka ojciec. Te rozmowy należały do najtrudniejszych. Nie chciał dopuścić do takiego rozwoju wydarzeń, jednak stracił nad tym kontrole. Teraz musiał złapać tego drania, zanim stanie się coś jeszcze. Uchylił drzwi. Wymknął się z pokoju, nie dając szansy zobaczenia czegokolwiek przez stojących na korytarzu. Technicy już na niego czekali. Rozważania jakie prowadził w swoich myślach trwały nieco dłużej niż się jemu wydawało. Jednego z przybyłych nie poznał. Dowodzący grupą wyjaśnij mu, że to nowy praktykant. Miał uczyć się nowo poznanego zawodu. Davis współczuł mężczyźnie. Wiedział, że ten nie raz będzie przeklinał drogę kariery jaką wybrał. James mógł tylko czekać na analizę tego co znajdowało się na miejscu zbrodni. Złapał Monrose'a za rękę, gdy ten próbował wejść do pokoju. Powiedział:
Nie można było dopuścić do kolejnej zbrodni. Wiedział, że na korytarzu czeka ojciec. Te rozmowy należały do najtrudniejszych. Nie chciał dopuścić do takiego rozwoju wydarzeń, jednak stracił nad tym kontrole. Teraz musiał złapać tego drania, zanim stanie się coś jeszcze. Uchylił drzwi. Wymknął się z pokoju, nie dając szansy zobaczenia czegokolwiek przez stojących na korytarzu. Technicy już na niego czekali. Rozważania jakie prowadził w swoich myślach trwały nieco dłużej niż się jemu wydawało. Jednego z przybyłych nie poznał. Dowodzący grupą wyjaśnij mu, że to nowy praktykant. Miał uczyć się nowo poznanego zawodu. Davis współczuł mężczyźnie. Wiedział, że ten nie raz będzie przeklinał drogę kariery jaką wybrał. James mógł tylko czekać na analizę tego co znajdowało się na miejscu zbrodni. Złapał Monrose'a za rękę, gdy ten próbował wejść do pokoju. Powiedział:
-
Arthur. One nie żyją. Nie na to nie poradzimy. Pozwól działać chłopakom to
szybko złapiemy tego skurwysyna. Chodź ze mną na dół. Napijemy się czegoś
mocniejszego. To zrobi ci dobrze.
Skinął
mu głową na zgodę. Nie pojmował tego co się stało. Cała ta sytuacja do niego
nie docierała. Nie umiał poradzić sobie ze stratą tego co w grze, zwanej życiem
uważał za najważniejsze. Nie wiedział co powie żonie, która z niecierpliwości
czekała na informację. Bronił innych ludzi, lecz nie potrafił uratować własnych
córek. Chciał zrozumieć dlaczego to spotkało akurat jego.
Zapraszam do komentowania oraz oceniania :)
Zostanę tu na dłużej, bo przyznam, że mnie zaciekawiło :)
OdpowiedzUsuńZa komentarz odwdzięczam się obserwacją i trzema komentarzami :)
http://blackberryandblue.blogspot.com/
No cóż. Koń nadal galopuję.
OdpowiedzUsuńPrzez wprowadzenie kolejnych, nowych wątków, cały koncept na fabułę runął w mojej ocenie. Nie rozumiem po co były ten cyrk wcześniej prowadzony jak mógł precyzyjnie przygotować się na spotkanie w Vegas.
Dla mnie to opowiadanie jest prowadzone z rozdziału na rozdział co raz gorzej.
Uwagi, które zawarłam pod wcześniejszą notką są nadal aktualne.
Wszystko ma jakiś sens. Rozumiem, że nie przypada Tobie do gustu. To dopiero pierwszy tekst jaki publikuje. Sądzę, że w następnym będę mógł poprawić popełniane do tej pory błędy. Cóż, mogę tylko zaprosić do przeczytania kolejnej, a zarazem ostatniej części tego opowiadania ;)
UsuńTylko wystarczy przeczytać pierwszy akapit i masz całe opowiadanie
UsuńOpowiadanie jak najbardziej na +. Tylko zaczyna być trochę monotonne - kobieta, gwałt lub nie i morderstwo. Można przewidzieć co będzie dalej, ale i tak bardzo mi się podoba ;)
OdpowiedzUsuńnaprawdę bardzo ciekawie piszesz i myślę, że warto przeczytać wszystkie części 'Żądzy' :)
OdpowiedzUsuńSuper opowiadanie :) Rzadko czytam, a to bardzo mnie zaciekawiło. Czekam na dalsze części :)
OdpowiedzUsuńhttp://alieever.blogspot.com/
Trochę się to wszystko rozjechało. Szczerze mówiąc, cała ta sprawa z zemstą na Monrosie wynikła zbyt gwałtownie, przez co sprawia wrażenie dorobionej "na szybko" i niezbyt przemyślanej. Samotny psychopata wraz z depczącym mu po piętach Davisem... To miało jakiś urok, klimat. Jeden na jednego.
OdpowiedzUsuńNie mniej, nie mogę powiedzieć, że zupełnie mi się nie podoba. Z ostateczną oceną poczekam, aż przeczytam zakończenie. Może psychopata mnie nie zawiedzie i jednak zachowa się jak na psychopatę przystało.
Tymczasem - nominowałam bloga do Liebster Blog Award. Więcej informacji u mnie:
http://written-with-a-pencil.blogspot.com/2015/05/lba-nominacja.html
~ Scatty