sobota, 16 maja 2015

Żądza - część 5


Na miejscu okropnego morderstwa czteroosobowej rodziny byli już miejscowi policjanci. Czekali na będących w drodze śledczych, którzy podążali za tropem przestępcy od pustyni.  Miejsce zbrodni na przedmieściach Las Vegas przyprawiało lokalnych stróżów prawa o mdłości. Do czasu pojawienia się detektywów Davisa i Carmina nikt nie odważył się wejść do salonu domku jednorodzinnego. Nie tylko bali się zniszczenia śladów, ale również okropnego widoku jaki czekał na nich w środku. Dla śledczych wydziału zabójstw oględziny miejsca zbrodni były zawsze pełne emocji, szczególnie tych złych. Współczuli ofiarom i czuli się trochę winni, że nie zapobiegli kolejnej zbrodni. Widok strasznego morderstwa powodował nawet u doświadczonych policjantów lekkie zawroty głowy. Zastanawiające było zabicie chłopca. Miejsce, w którym zginęła cała rodzina, było rajem dla techników. Dokoła znajdowało się mnóstwo śladów. Stali w ciszy i próbowali pojąć cokolwiek z całej tej sytuacji.
Chwile kontemplacji śledczych zaburzył telefon Steve’a. Rozmowa była krótka, aczkolwiek bardzo wymowna. Zostali poinformowani o tożsamości poszukiwanego, który był podejrzany o gwałt. Głos w telefonie powiedział także o zabójstwie w Nowym Jorku. Prowadzącym tamtą sprawę został Arthur Monrose, co dla Jamesa nie należało do najmilszych wiadomości. Wiedział, że ta współpraca będzie ciężka.
***
W nowojorskim wydziale zabójstw wrzało od samego poranka. Takie morderstwa były rzadkością. Monrose nie wiedział o tym co działo się w Nevadzie. Sądził, że jego córki przebywające na wakacjach w Las Vegas są całkowicie bezpieczne. Po rozmowie z Davisem zaczął cały drżeć. Nie mógł tego opanować. Przez jego umysł przepływało tysiące myśli. Czuł, że jego dzieci są w niebezpieczeństwie. Wiedział, iż musi jak najszybciej lecieć do Nevady. Bez względu na wszystko musiał pracować z tym, kogo osobiście, uważał za kompletnego dupka. Miał nadzieję, że jego ukochane dziewczynki jeszcze żyją. Rozum kazał mu w to wątpić. Przestał myśleć o świecie. Musiał bronić swojej rodziny. Nie wiedział dlaczego, ale czuł, że morderca chce zabić jego córki.
***
- Czas rozliczyć przeszłość – pomyślał siedząc w kasynie i popijając whisky. Patrzył na dwie zgrabne blondynki. Córki człowieka, który go upokarzał. Monrose zniszczył mu całe dzieciństwo. Teraz postanowił krwawo się odegrać. Przypadek sprawił, że były tu akurat teraz. Nie miał zamiaru wypuścić ptaszków z rąk. Oczy dziewczyn, aż przeciekały naiwnością. Nie znały go. Nie mogły niczego się spodziewać. Ojciec starannie zatarł przed nimi swoją przeszłość.
James i Steve starali się jak najszybciej zlokalizować mordercę. Choć znali jego dane, nie mogli liczyć na szybkie znalezienie go. Gonił ich czas. Starali się ze wszystkich sił. Nie mogli jednak dorównać umysłowi geniusza, który cały czas był przed nimi o krok.
Rozmowa z dziewczynami szła mu bardzo dobrze. Nie znały go. Nie mogły wyczuć podstępu. Dla nich był przemiłym, przystojnym facetem. Obie były nim zauroczone. Nie gonił ich czas, a dialog ciągnął się w najlepsze. Wiedział jak komplementować ich urodę, w taki sposób, aby jeszcze tego wieczora dokonać za zemsty. Jego aura działała na nie doskonale. Były na wakacjach i nie miały zamiary oszczędzać sobie przyjemności. Rozstali się około godziny czternastej. Córki tego skurwysyna same zostawiły mu numer pokoju, w którym się zatrzymały oraz numer telefonu na wszelki wypadek. Postanowił wybrać się na jakiś porządny obiad. Zamówione danie spożywał powolnie, ponieważ do umówionego na godzinę dwudziestą spotkania miał bardzo dużo czasu.
W telewizji akurat były wiadomości. Zobaczył informację o „makabrycznym” morderstwie czteroosobowej rodziny na przedmieściach. Zrozumiał, że musi działać bardzo ostrożnie, bo śledczy cały czas depczą mu po piętach. Widział Davisa, który z opanowaniem udzielał odpowiedzi na pytania dziennikarzy. Kolejny głupi skurwiel. On i Monrose pasują do siebie -  pomyślał, aczkolwiek przez cały ten czas jego kamienny wyraz twarzy pozostał niezmieniony. Wiedział, że policja odkryła ciała w wynajmowanym przez niego apartamencie w Nowym Jorku. Mało go to obchodziło. Nadal nie znali jego prawdziwej tożsamości. Nie wiedzieli kim jest. Znali tylko jeden z cieni jaki po sobie zostawiał. To był ich największy problem…
Jego rezerwacja zaczynała się jutro rano, więc nawet nie miał gdzie się odświeżyć. Wziął swoją torbę z bagażnika auta i poszedł do pokoju młodych dziewczyn. Nie obchodziło go nic związane z nimi, ich historie wpadały mu jednym a uciekały drugim uchem. Chciał tylko i wyłącznie ukarać tego drania za wszystko. Jane i Jennette przyjęły go z olbrzymim entuzjazmem. Na stoliku stały już dwie opróżnione butelki po winie. Obie tańczyły w rytm cichej muzyki. Chciał najpierw się odświeżyć. Dziewczyny udostępniły mu łazienkę z wyraźnym poleceniem do szybkiego powrotu. Chciały się zabawić. Nawet nie spostrzegły kiedy przed wejściem do łazienki wsypał im środków nasennych do drinków. Rzucone w wir życia, bez twardej ręki ojca, stały się naiwne i bezbronne. Wyszedł z łazienki, gdy przestał słyszeć tupot stóp tańczących dziewcząt. Wysuszył się i założył świeże ubranie. Bez zbędnego pośpiechu związał siostry oraz zakneblował ich usta. Czekał. Środek działa dość długo, ale nie przeszkadzało mu to. Wiedział, że nie może zabić ich we śnie. Nie pożądał córek tego skończonego skurwysyna seksualnie. Chciał, aby czuły ból do ostatnich chwil swego życia.
***

Arthur przyleciał do Las Vegas pierwszym samolotem. Musiał konsultować się z Jamesem, który dowodził całym dochodzeniem. Ich rozmowy sprowadzały się do minimum, ale i tak aż ociekały wzajemną pogardą. Łącząc siły starali się znaleźć córki Arthura. Ich działania były utrudnione, ponieważ zmieniły one w ostatniej chwili hotel nie informując rodziców, aby całkowicie na ten czas stracić kontakt z domem rodzinnym. Wykłócanie się detektywów z obsługą hotelu, w którym rzekomo zatrzymały się nie przyniosło żadnego skutku, natomiast stracili aż 3 godziny. Wykonując swoje zadanie zaczęli zapominać o dawnych waśniach. Musieli wykonać cel. Musieli uratować Jane oraz Jennette, a także złapać tego zwyrodnialca.
***
Obie powoli odzyskiwały świadomość. Patrzył na nie kiedy ich umysły zaczynała opanowywać panika. Próbowały wydać z siebie jakikolwiek dźwięk. Chciały wezwać pomoc. Wtedy on powiedział:
- Nikt was nie usłyszy, a z pewnością nie wasz kochany tatuś.
W oczach zapłonął mu morderczy błysk. Panika ogarnęła umysły dziewczyn. Nie potrafiły trzeźwo myśleć. Teraz w chwili zagrożenia chciałyby mieć przy sobie ojca. On zawsze ratował je, gdy tego potrzebowały. Były sam na sam z oprawcą. Nawet gdyby mogły mówić to w żaden sposób nie wyprosiłyby u niego życia. Powoli tracił kontrolę nad swoim umysłem, jednak chciał zadać im jak największy ból. Lewa ręką zaczęła mu drżeć, dlatego począł podtrzymywać ją drugą, aby nie zdradzić swej nienawiści do tego kurwiego nasienia. Spojrzał na nie. Po ich policzkach spływały ogromne łzy. Nie wiedział o tym, że goni go czas. Ojciec dziewczyn znajdował się już w Vegas. Wiedział za to, że musi przedsięwziąć wszelkie środki, aby zemścić się za wspomnienia przeszłości, które pozostawiły w jego psychice ogromny ślad. Zamierzał robić to powoli, lecz zdecydowanie. Chciał zadać im jak największy ból, który ich ojciec oglądając ciała. Z czarnej sportowej torby wyciągnął metalowy kij baseballowy. Przymierzył. Młodsza z sióstr dostała w żebra. Ledwo słyszalny jęk świadczył o tym, że nie stanowią już całości. Jane, starsza z dziewczyn wija się próbując uwolnić się z więzów. Przerażający uśmiech na twarzy szaleńcy, oznajmił jej, że teraz czas zająć się nią. Zamachnął się w jej kierunku i uderzył pod kolano. Usłyszał dźwięk łamanych chrząstek i na jego twarzy pojawił się uśmiech. Próby oswobodzenia się wprawiały go powolnie w stan wysokiego zdenerwowania. Wiedział, że lepiej będzie jeśli owego stanu nie osiągnie. Poruszył głową, aby rozprostować kark. Spojrzał w oczy młodszej z sióstr, Jennette. W jego oczach widoczna była tylko złość i nienawiść. Ręka delikatnie drżała. Sięgnął do torby i wyciągnął olbrzymi nóż myśliwski. Jane cały czas go denerwowała. Siadł na niej i złapał za obfitą lewą pierś. Łzy spływały po jej delikatnej skórze. Dotknął nożem lewego policzka. Delikatnie przesuwał zimne ostrze po ciele dziewczyny. Podniósł nóż. Zamachnął. Zatrzymał ostrze by skórze tuż nad prawą piersią. Dziewczyna przyspieszyła oddech co czuł pod lewą ręką. Miała czym oddychać. Nakreślił krzyżyk, z którego od razu wypłynęła krew. Jennette cały czas obserwowała siostrę. Cały czas podejmowała próby oswobodzenia się z więzów. Oprawca nie zwracał jednak na nią uwagi. Sięgnął do leżącej nieopodal torby. Wyciągnął pistolet. Dokręcił tłumik. Przystawił broń do prawego oka. Odbezpieczył. Wystrzelił. Raz. Drugi. Odłożył broń. Podniósł nóż i wbił go w pracujące jeszcze serce. Młodsza dziewczyna próbowała piszczeć i krzyczeć, jednak knebel uniemożliwiał jej wydanie jakiegokolwiek dźwięku. Z ciała zaczęła wypływać krew. Pościel powolnie nasiąkała czerwienią. Przeniósł wzrok na żyjącą jeszcze córkę tego skurwysyna. Teraz jej kolej. Czas na trochę uwagi z jego strony. Zaczynało kręcić mu się w głowie. W tym momencie wiedział, że musi działać szybko. Wziął kij baseballowy. Przymierzył. Wyprowadził cios. Uderzenie zgruchotało jej kości policzkowe. Przestała czarować swoją urodą. Po twarzy powolnie spływała krew i łączyła się ze łzami. Chwycił za maczetę. Dokładnie obejrzał ostrze wzrokiem psychopaty. Była wystarczająco ostra. Ciął. Ręka tuż za łokciem odpadła od reszty ciała. Dziewczyna straciła przytomność. To sprawiło, iż zdecydował, aby z nią skończyć. Podniósł broń. Dwukrotnie strzelił w środek nieskalanego zmarszczkami czoła. Maczetę zdecydowanym ruchem wepchnął w jej podbrzusze. Spojrzał na ubranie. Było pełne krwistych plam. Poszedł do łazienki. Obmył ręce i twarz. Zdjął brudne ubranie. Założył spodnie w kolorze khaki, biało polo oraz jasnobrązową marynarkę. Do tego czarne mokasyny. Teraz wyglądał jak typowy średnio nadziany gracz w Vegas. Opuścił pokój i zakluczył drzwi. Kartę, która służyła za klucz do zamka elektronicznego, schował do wewnętrznej kieszeni marynarki. Ruszył w stronę w windy. Wtem zobaczył ją. To była kobieta za urodę, której oddałby sto innych. Stała pięć metrów od niego. Śliczna, zgrabna blondynka po trzydziestce. Miała na sobie czerwoną sukienkę, która odkrywała prawie całe piękne nogi. Paliła papierosa. Wyglądała bardzo seksownie. Uśmiechnął się. Miał szczęście. Odwzajemniła uśmiech. Przyćmienie umysłu nagle zniknęło. Chciał ją posiąść tej nocy. Pragnął jej bliskości. Podszedł. Z uśmiechem na twarzy zaproponowała mu papierosa. Zapalił, choć nie miał w zwyczaju tego robić. Wtem zapytała:- Mieszkasz w tym hotelu?
- Tak, ale wolałbym coś bardziej przytulnego. Wyszedłem trochę się zabawić, ale widzę, że daleko nie będę musiał szukać - odparł kończąc tylko w myślach. Cieszył się, iż zdążył ugryźć się w język.
Mimo to cały czas patrzył w jej oczy. Były piękne. Niebieskie. Głębia, w której chciał utonąć.
- Chodźmy do mnie - nagle wypaliła. Wzięła go za rękę i prowadziła w kierunku pokoju, który służył jej za dom. Szli w ciszy. Seksownie kręciła tyłkiem. Widać było, że jest kobietą, która wie czego chce.
Dobrze, że nie zabrałem broni, pomyślał. Cały czas wpatrywał w jej ciało. Nie wiedział, że wpadł
w pułapkę. Weszli do pokoju. Od razu pchnęła go na łóżko. Zrzuciła sukienkę. Miała wspaniale, wysportowane ciało i pełne piersi. Zdjęła bieliznę i wzięła się za rozbieranie jego. Potem zaczęła go ujeżdżać. Nagle poczuł, że powoli traci świadomość. Cholera, pomyślał, pieprzony papieros. Ona tylko uśmiechnęła się. Była złodziejką, codziennie w taki sposób okradała kilku dzianych gości, którzy szybko lecieli na jej wdzięki. Gdy tylko kolejna ofiara zasnęła od razu przetrząsnęła jego kieszenie i portfel.
- Kurwa, marne tysiąc pięćset dolców. Trzeba będzie odwiedzić jeszcze pokój - powiedziała.
Miał jednak szczęście. Nigdy nie palił, dlatego nie zaciągnął się wystarczająco i stracił świadomość tylko na krótką chwilę. Udawał. Wiedział, że jeżeli wejdzie do pokoju to żywa już go nie opuści. Wyszła. Trzasnęła drzwiami. Najszybciej jak tylko mógł, ubrał się. Wyszedł. Spojrzał, czy aby na pewno nie czai się gdzieś na niego. Czysto. Szybkim krokiem ruszył w stronę pokoju. Stała tam za rogiem przed drzwiami. Sięgnął do kwiatka. Z donicy wyjął pistolet kaliber 9mm z tłumikiem. Gdy tylko weszła do środka pobiegł do drzwi. Otworzył je szybko. Stała tam. Zaskoczona widokiem jaki ujrzała. Nie mogła się ruszyć. Bała się cokolwiek zrobi. Dała z siebie wszystko, aby się odwrócić. Dziś źle trafiła. Spojrzała mu prosto w oczy. Przestawił pistolet do jej głowy. Strzelił trzy razy. Zabrał kartę i wyszedł. Kartę wyrzucił do śmietnika na tyłach hotelu, tuż obok miejsca gdzie stał zaparkowany srebrny chevrolet. Ruszył w stronę hotelu. Mógł już swobodnie udać się do zarezerwowanego przez siebie pokoju. Odebrał rezerwację i z bagażem podręcznym udał się na jedenaste piętro części hotelowej. Czuł, że jedyny czego teraz potrzebuje to regenerujący sen. Spojrzał na klucz. Pokój 1107. Wszedł. Zdjął marynarkę, spodnie i buty. Rzucił się łóżko. Od razu zasnął.
***
W tym czasie detektywi cały czas szukali córek Monrose'a. Czas działał na ich nie korzyść. Postanowili odpocząć w jednym z tanich moteli. Obudzili się o szóstej rano. Szybko ruszyli celem poszukiwania dziewcząt. W końcu znaleźli hotel, w którym dokonały rezerwacji. Okazało się, że dwa tygodnie przed przyjazdem zmieniły miejsce rezerwacji. Pognali służbowym samochodem Davisa łamiąc wszystkie możliwe przepisy ruchu drogowego. Wysiedli z auta. Biegiem ruszyli w stronę recepcji. Recepcjonista podał im klucz do pokoju dziewczyn, jednak dopiero po pokazaniu odznaki przez Jamesa. Windą pojechali na siódme piętro. Pokój 719. Stanęli przed drzwiami. Ręce drżały obu detektywom. Davis spojrzał na nowojorczyka. Arthur czuł ogromne zdenerwowanie. Wtem usłyszał:
- Zostań tutaj. Wejdę tam sam. Nie wiadomo jaki widok możemy tam zastać.
- Do cholery! Chcę zobaczyć czy moje córki są bezpieczne, rozumiesz? - próbował naprzeć na drzwi, lecz kolega po fachu powstrzymał go silnie ramieniem.
- Nie. Musisz zostać tutaj. Monrose zrozum to!
- Okay, ale wchodzę zaraz za tobą.
- W ogóle tam nie wejdziesz, dopóki ci nie pozwolę. Jesteś pod moją jurysdykcją.
- Nie możesz mi tego zrobić pieprzony dupku - cały czas denerwował się o swoje córki.
- Mogę. I teraz właśnie to robię. Cofnij się. Wejdę tam sam.
Davis wziął do ręki klucz do zamka elektronicznego. W drugiej ręce trzymał broń. Uchylił drzwi. Wszedł. To co zobaczył całkowicie go zatkało. Spóźnili się. Nie zdążyli powstrzymać tego psychola. Spojrzał na ciało zupełnie obcej dziewczyny. Pomyślał, że to przypadkowa ofiara. Pewnie coś zauważyła i dostała kulkę. Prosto między oczy. Leżała na podłodze w kałuży krwi. Widok Jane i Jennette zatykał dech w piersiach. Ostatnio, gdy je widział, były takie małe. W tym momencie leżały martwe. Chwycił za telefon. Wybrał na numer. Powiedział:
- Szybciej, kurwa, szybciej - kolejne sekundy oczekiwania dłużymy się detektywowi nieskończenie,
aż wreszcie ktoś podniósł słuchawkę - Przyjedźcie do Caesars Palace. Mamy 3 ciała. Dwie
z zamordowanych to córki Arthura Monrose z nowojorskiego wydziału śledczego. Musimy dokładnie zbadać miejsce zbrodni. W końcu musiał, kurwa, zostawić jakiś ślad.
- Okay. Jedziemy. Daj nam pięć minut - odpowiedział głos w słuchawce.
Potem wybrał jeszcze kilka innych numerów. Powiadomił wszystkich, że ta sprawa to priorytet.
Nie można było dopuścić do kolejnej zbrodni. Wiedział, że na korytarzu czeka ojciec. Te rozmowy należały do najtrudniejszych. Nie chciał dopuścić do takiego rozwoju wydarzeń, jednak stracił nad tym kontrole. Teraz  musiał złapać tego drania, zanim stanie się coś jeszcze. Uchylił drzwi. Wymknął się z pokoju, nie dając szansy zobaczenia czegokolwiek przez stojących na korytarzu. Technicy już na niego czekali. Rozważania jakie prowadził w swoich myślach trwały nieco dłużej niż się jemu wydawało. Jednego z przybyłych nie poznał. Dowodzący grupą wyjaśnij mu, że to nowy praktykant. Miał uczyć się nowo poznanego zawodu. Davis współczuł mężczyźnie. Wiedział, że ten nie raz będzie przeklinał drogę kariery jaką wybrał. James mógł tylko czekać na analizę tego co znajdowało się na miejscu zbrodni. Złapał Monrose'a za rękę, gdy ten próbował wejść do pokoju. Powiedział:
- Arthur. One nie żyją. Nie na to nie poradzimy. Pozwól działać chłopakom to szybko złapiemy tego skurwysyna. Chodź ze mną na dół. Napijemy się czegoś mocniejszego. To zrobi ci dobrze.

Skinął mu głową na zgodę. Nie pojmował tego co się stało. Cała ta sytuacja do niego nie docierała. Nie umiał poradzić sobie ze stratą tego co w grze, zwanej życiem uważał za najważniejsze. Nie wiedział co powie żonie, która z niecierpliwości czekała na informację. Bronił innych ludzi, lecz nie potrafił uratować własnych córek. Chciał zrozumieć dlaczego to spotkało akurat jego.  

Zapraszam do komentowania oraz oceniania :)

8 komentarzy:

  1. Zostanę tu na dłużej, bo przyznam, że mnie zaciekawiło :)


    Za komentarz odwdzięczam się obserwacją i trzema komentarzami :)
    http://blackberryandblue.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. No cóż. Koń nadal galopuję.
    Przez wprowadzenie kolejnych, nowych wątków, cały koncept na fabułę runął w mojej ocenie. Nie rozumiem po co były ten cyrk wcześniej prowadzony jak mógł precyzyjnie przygotować się na spotkanie w Vegas.
    Dla mnie to opowiadanie jest prowadzone z rozdziału na rozdział co raz gorzej.
    Uwagi, które zawarłam pod wcześniejszą notką są nadal aktualne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko ma jakiś sens. Rozumiem, że nie przypada Tobie do gustu. To dopiero pierwszy tekst jaki publikuje. Sądzę, że w następnym będę mógł poprawić popełniane do tej pory błędy. Cóż, mogę tylko zaprosić do przeczytania kolejnej, a zarazem ostatniej części tego opowiadania ;)

      Usuń
    2. Tylko wystarczy przeczytać pierwszy akapit i masz całe opowiadanie

      Usuń
  3. Opowiadanie jak najbardziej na +. Tylko zaczyna być trochę monotonne - kobieta, gwałt lub nie i morderstwo. Można przewidzieć co będzie dalej, ale i tak bardzo mi się podoba ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. naprawdę bardzo ciekawie piszesz i myślę, że warto przeczytać wszystkie części 'Żądzy' :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Super opowiadanie :) Rzadko czytam, a to bardzo mnie zaciekawiło. Czekam na dalsze części :)

    http://alieever.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Trochę się to wszystko rozjechało. Szczerze mówiąc, cała ta sprawa z zemstą na Monrosie wynikła zbyt gwałtownie, przez co sprawia wrażenie dorobionej "na szybko" i niezbyt przemyślanej. Samotny psychopata wraz z depczącym mu po piętach Davisem... To miało jakiś urok, klimat. Jeden na jednego.
    Nie mniej, nie mogę powiedzieć, że zupełnie mi się nie podoba. Z ostateczną oceną poczekam, aż przeczytam zakończenie. Może psychopata mnie nie zawiedzie i jednak zachowa się jak na psychopatę przystało.

    Tymczasem - nominowałam bloga do Liebster Blog Award. Więcej informacji u mnie:
    http://written-with-a-pencil.blogspot.com/2015/05/lba-nominacja.html

    ~ Scatty

    OdpowiedzUsuń