Najczęściej czytane

środa, 27 maja 2015

Cena - część 1

- Pieprzony czarnuch - powiedział pod nosem Jamie patrząc na leżącego w kałuży krwi czarnego mężczyznę, który jeszcze przed chwilą próbował go zabić. Na szczęście to tamten zginął. Ciężko dyszał. Uciekał przed nim kilka przecznic. Próbował zapalić papierosa, jednak ręka bardzo mu się trzęsła. Czuł ogromne zdenerwowanie. Nie był przyzwyczajony do tego, że ktoś poluje na jego życie. Jedyne co chciał to zarobić parę dolców, żeby jakoś przeżyć. Na ulicy prawie nikt go nie znał. Wyglądał jak typowy diler narkotyków. Zawsze nosił tą samą szarą bluzę z kapturem i ciemne jeansy. Pod większą o rozmiar bluzą mógł swobodnie ukryć broń. Krótki pistolet 9mm był wystarczający. Posiadał go od przeszło pięciu lat, lecz dopiero teraz przyszło mu użyć go. Zawsze chciał zostać bogaty, co sprawiało,  że kłopoty z prawem były nieodzowną częścią jego życia. Spojrzał jeszcze raz na ciało. Był cholernie zdenerwowany. Nie chciał nikogo zabijać. Splunął i ruszył w stronę swojego mieszkania. Droga zajęła mu jakieś dwadzieścia minut. Cały czas unikał wzroku innych ludzi. Stanął przed drzwiami. Wyjął klucz z kieszeni spodni, włożył do zamka, przekręcił i wszedł do środka. Widok był co najmniej zatrważający. Wszędzie stały puste butelki po alkoholu. Na kanapie leżał jego współlokator, a zarazem partner w interesach, Ben. Był tak naćpany, że ledwo kontaktował. Nie dawał oznak życia, ale Jamie wiedział, że ich towar jest wspaniały właśnie dzięki takiemu działaniu. Wziął piwo z lodówki i usiadł na fotelu. Włączył telewizor, lecz nie skupiał się na jego przekazie. Myślał o tym, co dziś spotkało go na ulicy. Koleś chciał go zabić, jednak nie wiedział co takiego zrobił. Tak myślał. Należało to do rzadkości, ale teraz kiedy chodziło o ratowanie własnej skóry wytężał swój umysł. Brał pod uwagę wszystkie wydarzenia, które mogły sprawić, że ktoś chciał jego śmierci. W pewnym momencie czuł, że zmęczenie bierze górę. Poddał się temu uczuciu i zasnął. Obudził się koło południa. Jego kumpel otwierał właśnie drugie piwko. Jamie postanowił o niczym mu nie mówić. Powiedział tylko:
- Nieźle wczoraj zaćpałeś. Poszło pewnie towaru za jakieś dwa tysiące.
- Nie no, aż tak to nie balowałem. Najwyżej za pięć stów - odparł Ben.
Wyglądał strasznie, lecz tak prezentował się prawie zawsze. Codziennie w tym samym dresie i sportowych butach. Dla niego najlepsze w pracy z narkotykami było to, że miał ich również pod dostatkiem dla siebie. W przeciwieństwie do niego, Jamie nie brał ich w ogóle. Za dużo widział. Narkotyki niszczyły nawet tych najsilniejszych i najbardziej odpornych. Dla niego liczyła się tylko kasa, nie musiał jeszcze degustować towaru. Dobrze wiedział, że to co produkują i wpuszczają na rynek strasznie wyniszcza organizm i uzależnia na zawsze. Los chciał, że jedyne co mu zostało to właśnie handel tym gównem. Kochał zapach pieniędzy, choć nigdy nie miał ich zbyt wiele. Teraz wszystko miało się odmienić. Postanowił się wzbogacić. Nie chciał przebierać w środkach. Wiedział jednak, że nie jest odporny na widok krwi i umierającego człowieka w takim stopniu jak do tej pory sądził. Spojrzał na swego przyjaciela. Było mu żal, że ten tak szybko się stacza. Nie mógł przecież brać odpowiedzialności za czyjeś życiowe wybory. Spojrzał na stolik. Wśród butelek leżał colt. Spojrzał na Bena i powiedział:
- Weź to schowaj do cholery. Nie trzymaj broni na widoku. Zacznij zachowywać się poważnie. Co by było, gdyby gliny tu wpadły? - nie dał mu nawet odpowiedzieć - Poszedłbyś z miejsca siedzieć
za nielegalne posiadanie broni idioto.
- Stary weź wyluzuj. Nic złego się nie stanie. Nikt nie wie nic o naszych interesach.
Cholernie go denerwował, ale bez jego pomocy rozprowadzanie towaru na ulicy nie szło tak sprawnie, jak działo się to w tej chwili. Z dnia na dzień zarabiali pieniądze, o których do tej pory mogli tylko pomarzyć. Chciał, żeby było tak jak uważał ten debil. Jamie wyszedł. Złapał autobus i pojechał w kierunku podmiejskich magazynów. Ani na chwilę nie opuszczało go uczucie tego, że jest śledzony. Magazyn numer dwadzieścia dwa. Tutaj mógł trafić każdy kto miał jakiekolwiek podejrzenia. Wynajęty za ostatnie pięćset dolców Bena miał przynieść ogromny zysk.
***
Zaczął się nowy dzień. Przyszedł czas na pokonywanie kolejnych wyzwań. Teraz śmierć czaiła się na każdym kroku. Szła w parze z pieniędzmi. Tworząc trio z niepohamowaną chciwością. Przez swe słabe ludzkie ciało czuł jak górę biorą przyziemne przyzwyczajenia. Za wszelką cenę chciał wyzbyć się tego uczucia. Przygotowywał się do kolejnego zadania. Jego twarz pozostawała niewzruszona. Patrzył o wiele dalej niż sięgał wzrok. Działał niespiesznie, lecz zawsze wyjątkowo skuteczne. W końcu sprawiedliwość była nieunikniona. Z wynajętego mieszkania roztaczał się widok na Manhattan. Piękny krajobraz miasta spowitego grzechem. Odwrócił się plecami do okna. Luksus. Nienawidził tego słowa. Dla niego był to bezmyślny przepych, który sprawiał, że ziemski byt stawał się przyjemny. Słowo niewyrażające żadnej wartości. Jedynie przywiązanie do materializmu. Zguba. Nic więcej.
***
Wszystko miało pójść gładko i bez najmniejszych problemów. Minionej nocy zauważał, że nie będzie to wcale takie proste jak początkowo się wydawało. Otworzył niewielki drzwi i wszedł do pomieszczenia od tyłu. Niestety, żeby można było cokolwiek zrobić najpierw należało posprzątać.
- Do jasnej cholery. Dlaczego ten idiota jest tak nieodpowiedzialny? - powiedział półgłosem.
Przez zachowanie swego przyjaciela mogli wpaść w każdej chwili lub najzwyczajniej w świecie dostać kulkę prosto w łeb. Perspektywy takiego końca nie należały do ich oczekiwań, jednak były bardzo prawdopodobne. Stary magazyn przez przeszło dwadzieścia lat służył za przechowalnie odpadów chemicznych. Jedynie co zostawało po produkcji w pomieszczeniu to mocny słodkawy zapach. Jego stężenie po dwunastu godzinach pracy pozwalało się ostro naćpać. Ben pojawiał się koło czwartej po południu i odbierał przygotowany do dystrybucji narkotyk. Odkąd rozpoczęli swoją działalność zawsze, według niego, produkowali za mało. Jamie zazwyczaj zbywał go zwykłym spierdalaj i kazał w kilku prostych słowach iść sprzedawać to gówno. Może ten mały gnojek nie był zbyt inteligentny, ale za to miał jaja ze stali. Potrafił handlować w miejscach, których gliniarze ani na chwilę nie spuszczali z oczu. Najgorzej na ulicy mieli czarni. Trafiali do paki nawet za to, że witając się zbyt długo potrząsali dłońmi. Z nimi żaden detektyw nie chciał iść na ugodę. Najczęściej z miejsca dostawali od trzech do pięciu lat za handel narkotykami. Benny pracował w tym interesie dość długo. Nigdy nie zarobił kokosów, ale zdobył coś znacznie cenniejszego. Doświadczenie, bez którego nie można było się obejść. Oczywiście na wszelki wypadek potrafił też szybko biegać, choć wcale na takiego nie wyglądał. Nigdy nawet nie myślał o tym, żeby strzelać do gliniarzy. Dziś wieczorem wybrał klub nocny dla średnio zamożnej klienteli. Średnio kupowali oni towar o wartości stu dolarów na osobę. Dawało mu to około trzynastu tysięcy dolarów w jeden weekendowy wieczór. Dla Jamiego taka stawka nie była warta ryzyka jakie podejmowali przez cały czas. Chciał działać na szerszą skalę. Ryzyko było ogromne. Zarobionymi pieniędzmi dzielili się po połowie. Dla obu było to sprawiedliwy podział i nie mieli zamiaru nic zmieniać. Tego wieczora zysk wyniósł dwanaście tysięcy pięćset. Ładna sumka, lecz czy warto za nią stracić wolność. Do mieszkania wrócił około piątej nad ranem. Jego wspólnik jeszcze smacznie spał, a w salonie unosiła się silna woń alkoholu. Diler wziął bardzo szybki prysznic i położył się spać. Przedtem odłożył część pieniędzy należącą do kumpla w ustalone miejsce.Poczuł silne kopnięcie. Przez sen wymamrotał kilka nieprzychylnych słów na temat matki zadającego cios. Myślał, że to Jamie. Niestety pomylił się. Przy łóżku stało dwóch czarnych mężczyzn. Mieli około metra dziewięćdziesiąt wysokości. Obaj nosili skórzane kurtki i czarne spodnie. W dłoni tego, który znajdował się bliżej twarzy leżącego na kanapie, była broń. Czarny, klasyczny glock.
- Wstawaj, szybko.
- Kurwa! Czego ode mnie chcecie. Ja nic nie wiem.
- Rusz się. Jedziesz z nami.
- Jesteście, do cholery, gliniarzami?
- Nie, szczęście cię opuściło - odparł ten stojący z tyłu.
- No już, bo nie chcesz, żeby nasz szef się wkurwił.
Ben założył w pośpiechu swoje codzienne ubranie. Wyszedł wraz z mężczyznami z mieszkania. Nie stawiał oporu. Wiedział, co się stanie, jeśli spróbuje uciec. Nie chciał aż tak bardzo ryzykować. Dziękował Bogu, że przyszli dopiero koło południa. Miał nadzieję, że Jamie znajdzie niewielki napis na blacie stolika salonowego. Bał się tego, co go czeka. Wsiedli do czarnego suva. Jeden z nich siadł tuż obok niego. Rozpoczęli podróż w nieznane. W pewnym momencie poczuł ukłucie na szyi. Zaczął od razu odpływać. Nie mógł nic zrobić z tym uczuciem. Narkotyk działał bardzo szybko. Nie wiedział, gdzie go zabierają. W jego głowie potęgował się ogromny strach. Zasnął. W tym czasie jego wspólnik pracował w laboratorium. Do mieszkania miał wrócić dopiero po ósmej wieczorem. Ben rzeczywiście nie miał szczęścia. Zdążyłby ostygnąć kilkakrotnie zanim ktokolwiek spostrzegłby, że go nie ma. Poczuł jak wiadro lodowatej głowy ląduje na jego twarzy. Nic nie widział. Oślepiało go światło lampki stojącej tuż przed nim. Usłyszał, że ktoś podchodzi z oddali. Nadal nie mógł dostrzec czegokolwiek. Powolnie z ciemności poczęła wyłaniać się jakaś postać. Dostrzegał jedynie kontury. Postawny, wysoki mężczyzna zbliżał się. Zatrzymał się. Chłopak poczuł na swej twarzy wzrok. Nie miał pojęcia czego może się spodziewać. Związane ręce i nogi nie pozwalały wykonać żadnego ruchu. Nagle facet zwrócił się do niego:
- Wiesz dlaczego zostałeś tutaj zaproszony?
- Nie wiem czego ode mnie chcecie do cholery!
- Ciszej, Domyśl się dzieciaku.
- Kurwa, nie wiem.
- Wytęż głowę. Zastanów się.
- Interesuje was towar, który sprzedaje.
- Dokładnie. Mój znajomy kupił ostatnio ten proszek od ciebie. Tuż obok mojego klubu. Rozumiesz gówniarzu? OBOK MOJEGO KLUBU DEBILU!
- Gówno wiesz o tym biznesie. Lata pracy nad układami z policją, żeby wszystko stracić przez
to twoje gówno. Co to w ogóle jest?
- Receptura takiego jednego kolesia. Nie znam składu, ale wiem co to robi.
- Ja też wiem. Facet miał takie ciśnienie, że rozwaliło mu mózg. Rozumiesz? Myślał, że kupuje amfetaminę, a dostał czystą śmierć.
-  Brałem to już kilka razy. Zawsze taki sam odlot. Bez komplikacji.
- Gówno mnie to obchodzi. Koleś wykitował w moim lokalu. Powód - przedawkowanie.
- Rozumiem - odparł Benny spuszczając głowę w dół.
- Nie, przez tą sytuację mogę stracić wszystko.
- Możemy wejść w układ. Będę ci płacił procent od każdej działki.
- A może po prostu cię zabiję, przejmę dostawy i sprzedam wszystko przez moim ludzi - zabrzmiało
to na tyle poważnie, że chłopak naprawdę się przeraził.
- Nie ma żadnych dostaw. Towar produkuje mój znajomy. Ja sprzedaję go w weekendy pod różnymi klubami.
Teraz Benny zaczął chodzić po bardzo cienkim lodzie. Chciał zrobić wszystko, aby stworzyć korzystny układ. Z gangami zawsze należało uważać. Mogli mu wpakować kulkę w łeb w każdej chwili podczas rozmowy. Musiał ostrożnie dobierać słowa, aby w żaden sposób nie urazić rozmówcy.
- Ile jest w stanie wyprodukować w ciągu tygodnia?
- Nie wiem. Ja jedynie handluje. Nic poza tym.
- Jak nazywa się ten twój znajomy i gdzie mieszka?
- Jamie, mój współlokator.
Mężczyzna spojrzał groźnie na swoich goryli, jednak młodzieniec nie mógł tego dostrzec. Byli tam
i mogli złapać obydwu naraz, ale spieprzyli sprawę. Przez chwilę stał w milczeniu. Patrzył w podłogę. W końcu powiedział:

- Dobra. Ja pojadę po jego kolegę - spojrzał na swoich ludzi - wy zajmiecie się nim.

czwartek, 21 maja 2015

Żądza - część 6 - OSTATNIA


Obudził się o piątej rano. Musiał zdążyć na poranną zmianę. Wstał. Nastawił wodę, aby jeszcze przed wyjściem do pracy wypić kawę. Nie był pewien co może go spotkać pierwszego dnia. Na ścianach wynajmowanego małego mieszkania widniało wiele zdjęć. Był wysportowany. W collegu grał w hokeja i dużo ćwiczył na siłowni. Dziś miał zacząć pracować jaki technik kryminalistyki na wydziale śledczym policji w Vegas. Był wysoki. Miał czarne włosy i niebieskie oczy. Poszedł wziąć prysznic. Kiedy wrócił zalał kawę i poszedł do salonu. Wtem zobaczył postać. Mężczyzna ubrany na czarno. Niewiele starszy od niego, bynajmniej tak wyglądał. Miał skórzane rękawiczki. W prawej dłoni trzymał pistolet. Z tłumikiem. Kurwa, pomyślał chłopak. Po krótkiej chwili krzyknął w stronę mężczyzny:
- Czego tu chcesz do cholery. Kim jesteś? - tak, był przerażony. Oto właśnie chodziło.
- Powiedzmy, że jesteś mi potrzebny - odparł obojętnie mężczyzna i kontynuował - albo pomożesz mi albo zginiesz. Masz wybór. Decyduj.
- W czym niby - prawie krzyczał, więc postanowił ściszyć głos i mówić dalej - miałbym ci pomóc.
- Widzisz chłopcze, dziś zostaniesz skierowany na miejsce zbrodni w Caesars Palace. Na miejscu będzie detektyw James Davis, swoją drogą straszny skurwiel. Rozumiesz?
- Tak, ale - nie zdążył dopowiedzieć, gdy na stoliku wylądowała jasno-brązowa koperta.
- Masz tam dwadzieścia pięć tysięcy dolarów. Wizytówkę. Telefon. Dokładnie instrukcje co i jak masz wykonać. Pamiętaj, że zawarłeś umowę. Wiem kim naprawdę jesteś i jeśli cokolwiek spieprzysz to cię znajdę - powiedział ubrany w czerń facet - skierował się do drzwi. Wyszedł.
Chłopak upuścił kubek, który roztrzaskał się o podłogę. Miał pojęcia co sądzić o sytuacji, która przedstawili rozegrała się w jego mieszkaniu. Myślał, że był bezpieczny. Skoro ten gość poznał jego przeszłość to w nowym otoczeniu mógł zostać rozpoznany równie szybko. Wiedział za to, że musi wykonać polecenie od nieznajomego. Inaczej czekała by go śmierć. Spojrzał na zegarek. Było dość późno. Miał zacząć o szóstej. Ubrał się. Wyszedł. Wsiadł do swojego mitsubishi i ruszył. Podczas jazdy zapoznawał się ze szczegółami. Zadanie było cholernie trudne, ale podejmowanie ryzyka miał we krwi. W tej chwili zrozumiał, że przeszłości nie można zostawić za sobą. Można tylko próbować o niej zapomnieć, lecz to nic nie zmieni. W pracy pojawił się minutę przed szóstą. Przeszedł pierwszą swego rodzaju odprawę. Szef odpowiedział o wszystkich. Na razie miał tylko sie przyglądać, ale już niedługo zacznie normalnie badać miejsca zbrodni. Kilkanaście minut przed godziną siódmą otrzymali wezwanie. Dokładnie Caesars Palace. Pokój 719. Trzy ofiary. Zmasakrowane. Sytuacja delikatna, ponieważ dwie z nich to córki detektywa z Nowego Jorku. Udali się na miejsce służbowym vanem. Micheal, praktykant, dostał zadanie dokładnego sfotografowania całego pokoju. Dwóch techników zbierało ślady. Był zręczny. Podrzucił wizytówkę dokładnie tam gdzie miała się znaleźć. Leżała po łóżkiem Jennette. Wszystko wyglądało tak, jak gdyby zabójca sam ją opuścił. Kaseta wylądowała według instrukcji pod szafką, na której stał telewizor. Uwiecznione na niej nagranie ukazywało auto mordercy oraz miejsce, w którym je zostawił. Policjanci, po tym znalezisku, przewijali to co zarejestrowały kamery hotelowego monitoringu. Wizytówka i kaseta wideo sprawiły, że wiedzieli gdzie szukać. Nadal jednak nie znali prawdziwej tożsamości sprawcy. Davis, gdy tylko dostał wszystkie informacje, postanowił jechać do znajdującego się nieopodal hotelu Luxor. Prawdopodobnie tam przebywał sprawca zbrodni, które wstrząsnęły wszystkimi śledczymi zaangażowanymi w tą sprawę.

Nie zasnął odkąd wrócił od tego chłopaka. W sumie był on całkiem sprytny. Udało mu się ukryć wszystko, a teraz jeszcze dostał się najbliżej osób, które tak zmieniły jego życie. Czekał. Siedział na kanapie i patrzył w telewizor, który był całkowicie wyciszony. Jeżeli cały plan wypalił to za jakieś dwie godziny Davis i Monrose zapukają do jego drzwi. Czas dłużył się bardzo. Na stole leżał pistolet maszynowy z tłumikiem. Nikt nie znał jego tożsamości. Działał zupełnie po cichu. Spojrzał na podłogę. Leżał tam neseser. Położył go stole i otworzył. Dokładnie dwa miliony dolarów w gotówce. Banknoty po sto. Sprawdzone. Czekał. Myślał o wydarzeniach ostatnich kilku dni. To był ostatni rozdział gry jaką prowadził do tej pory. Propozycja zamordowania tych dwóch skurwieli w taki sposób to według niego bardzo dobry epilog. Nikt nigdy nie podejrzewał, iż on, prywatny detektyw, to  tak naprawdę zawodowiec, który pomaga ludziom rozwiązywać problemy różnego kalibru. Teraz miał odbyć się finał. O tak, pomyślał. Czekał na tą chwilę ponad piętnaście lat. Planował jak skutecznie zbawić obu detektywów w jedno miejsce. Cały plan wypalił w najmniejszych detalach. Rzucił na stolik kilka kopert. W każdej z nich były zdjęcia i informacje. Nie zginął nikt przypadkowy oprócz tej suki, która próbowała go okraść. Każda z tych osób zasłużyła na śmierć. Tożsamość seryjnego mordercy była tylko przykrywką. Tak, teraz czekał na swój grande finale.
***
Davis wraz z dawnym partnerem stali pod pokojem. Numer 1107. Dał się łatwo namierzyć. Kamery. To dzięki nim zlokalizowali go tak szybko. W ogóle nie uważał. Śledczy nie widzieli w tym nic dziwnego. Myśleli, że po prostu popełnił błąd. Nic bardziej mylnego. Byli tylko we dwóch. Nie chcieli czekać na posiłki. Pomyśleli, że zabiją tego skurwiela tu i teraz. Próbowali być przebiegli, ale myśleli niestety nie w tak szerokiej perspektywie jak ich przeciwnik. James skinął do kolegi. Teraz znowu czuli się jak przed piętnastu laty, gdy jeszcze stanowili zespół. Niestety splot wydarzeń sprawił, że musieli się rozdzielić. Od tamtego czasu byli skłóceni. Zemsta za morderstwo córek Arthura sprawiła, że znów zaczęli się dogadywać. Zapukał i powiedział:
- Obsługa hotelowa. Można?
- Tak, proszę. Drzwi są otwarte - usłyszeli.
Weszli. Byli gotowi. Nie zdążyli unieść broni. Stał tam przed nim. Powiedział:
- Zamknij drzwi - polecenie zostało od razu spełnione, więc kontynuował - siadać - Oddajcie broń - zrobili to z lekkim zawahaniem - Nie wiem czy mnie pamiętasz Monrose. Ty skurwysynu. Spójrz mi w oczy.
Teraz go poznał. Widywał go wiele razy. W różnych miejscach. Restauracja. Koszenie trawnika. Prace remontowego. Dopiero w tej chwili skojarzył te fakty. Facet śledził go od jakiegoś pół roku. Nigdy jednak nie zwracał na niego uwagi. Wtedy Davis wstał z kanapy i poszedł do zabójcy. Arthur nie wiedział co się dzieje. Spytał:
- James, do cholery, znasz tego gościa.
- Tak. Cały czas pracował ze mną. Myślałeś, że zapomniałem o tym wszystkich co przez ciebie straciłem. Załatwiłeś wtedy tamtego gościa. Tak, właśnie ty, ale to ja odpowiadałem za wszystko. Teraz spójrz na niego. Nie przypomina ci kogoś?
- No właśnie. Można rozpoznasz we mnie kogoś?
- Niby kogo kurwa. Nic ci nie zrobiłem. Nie sądziłem Davis, że posuniesz się do czegoś takiego.
- Słuchaj przez ciebie wylądowałem na pustkowiu. Musiałem zaczynać od początku. A ty? Oprócz tego, że ominęła cię kara to jeszcze dostałeś awans, gnojku.
- James czy tamten chłopak nie piśnie czasem ani słówka? - spytał morderca.
- Spokojnie. Zająłem się nim. Zostawiłem też ten list, który mi dałeś. Chłopak nawet się nie stawiał. Sam podciął sobie żyły - odparł.
- Okay. To dobrze, dobrze. A ty dalej nie poznałeś kim jestem? - zwrócił się do siedzącego na kanapie Monrose'a.
- Nie. Nie wiem kim możesz być. Co takiego ci zrobiłem?!
- To był mój ojciec. Zabiłeś go. Był niewinny. Wiesz o tym doskonale. Przez ciebie moja matka popełniła samobójstwo. Nie mogła sobie poradzić po takiej stracie. Teraz już pamiętasz.
- Co do cholery? Przecież on zabił trzech facetów. Był mordercą. Takim samym skurwysynem jak ty!
- Nazywam się Harry Kennen. Chcę żebyś wiedział kto cię zabił. Mój ojciec był tajniakiem, dlatego zamieciono sprawę pod dywan. Teraz zapłacisz za wszystko, za całe moje cierpienie - spojrzał na Jamesa - Dobra musimy to zrobić. Niedługo zjadą się tutaj gliny.
- Okay. Rób co trzeba.
- Tylko powiedz jedno.
- Co chcesz wiedzieć?
- Dlaczego zabiłeś te wszystkie osoby?
- Nie radzili sobie w grze.
- Jakiej?
- Zwanej życiem - odpowiedział i nacisnął spust pistoletu maszynowego. Seria trzech pocisków dosięgła głowy Monrose'a w kilka setnych sekundy. Nie zdążył nawet się ruszyć.
- No to udało się. Teraz postrzel mnie, żeby wszystko wyglądało wiarygodnie - powiedział Davis.
- Spokojnie. Nie będzie musiał tego robić - powiedział ktoś obcy.
Drzwi łazienki się otworzyły. Wyszedł. Czekał na ten moment. Cały czas obserwował wydarzenia, który rozgrywały się wokół Harry'ego oraz detektywów. Celował prosto w głowy. Miał dla glock'i. Wyglądał na silnego. Chciał zrobić hałas. Davis wiedział, że przegrali całą partię. Znał tego człowieka. On zabił kilkudziesięciu takich jak oni. Kennen powiedział:
- Czego Ty do cholery chcesz? Pieniędzy? Jeśli tak to bierz je, ale daj nam odejść - miał nadzieję, że coś ugra taką zagrywką. Niestety była ona całkowicie złudna.
- Do zobaczenia w piekle - powiedział facet gorzko się uśmiechając.
Oddał cztery strzały, po dwie kule dla każdego. Spojrzał na Arthura. Mieli rację. Zapłacił za to. Sam też wymierzył sprawiedliwość. Wziął neseser. Wyszedł. Zjechał windą na dół. Mijał oddziały policji gotowe do szturmu na pokój 1107. Kamery nic nie widziały. Osobiście się tym zajął. Wyszedł z hotelu i zniknął w tłumie.
***
Przed drzwiami do pokoju stał Steve Carmin. Był gotów wejść do środka. Otworzył szybko drzwi. Wszedł. Za nim było pięciu policjantów. Widok, który zobaczył nie był dla niego zaskakujący. Od początku znał całą sytuację. Davis był strasznym skurwysynem. Śmierć należała mu się jak nikomu innemu. Podszedł do stolika. Leżała tam niewielka, biała koperta. W środku była złożona na pół karteczka. Detektyw wyjął ją. Przeczytał. Zaśmiał się. Rzucił ją na stolik. Wyszedł. Mundurowi spojrzeli na nią. Widniały tam tylko dwa słowa.
Złamali zasady

Nie rozumieli co to znaczy. Lepiej dla nich.

Zapraszam do oceniania oraz komentowania! :)

sobota, 16 maja 2015

Żądza - część 5


Na miejscu okropnego morderstwa czteroosobowej rodziny byli już miejscowi policjanci. Czekali na będących w drodze śledczych, którzy podążali za tropem przestępcy od pustyni.  Miejsce zbrodni na przedmieściach Las Vegas przyprawiało lokalnych stróżów prawa o mdłości. Do czasu pojawienia się detektywów Davisa i Carmina nikt nie odważył się wejść do salonu domku jednorodzinnego. Nie tylko bali się zniszczenia śladów, ale również okropnego widoku jaki czekał na nich w środku. Dla śledczych wydziału zabójstw oględziny miejsca zbrodni były zawsze pełne emocji, szczególnie tych złych. Współczuli ofiarom i czuli się trochę winni, że nie zapobiegli kolejnej zbrodni. Widok strasznego morderstwa powodował nawet u doświadczonych policjantów lekkie zawroty głowy. Zastanawiające było zabicie chłopca. Miejsce, w którym zginęła cała rodzina, było rajem dla techników. Dokoła znajdowało się mnóstwo śladów. Stali w ciszy i próbowali pojąć cokolwiek z całej tej sytuacji.
Chwile kontemplacji śledczych zaburzył telefon Steve’a. Rozmowa była krótka, aczkolwiek bardzo wymowna. Zostali poinformowani o tożsamości poszukiwanego, który był podejrzany o gwałt. Głos w telefonie powiedział także o zabójstwie w Nowym Jorku. Prowadzącym tamtą sprawę został Arthur Monrose, co dla Jamesa nie należało do najmilszych wiadomości. Wiedział, że ta współpraca będzie ciężka.
***
W nowojorskim wydziale zabójstw wrzało od samego poranka. Takie morderstwa były rzadkością. Monrose nie wiedział o tym co działo się w Nevadzie. Sądził, że jego córki przebywające na wakacjach w Las Vegas są całkowicie bezpieczne. Po rozmowie z Davisem zaczął cały drżeć. Nie mógł tego opanować. Przez jego umysł przepływało tysiące myśli. Czuł, że jego dzieci są w niebezpieczeństwie. Wiedział, iż musi jak najszybciej lecieć do Nevady. Bez względu na wszystko musiał pracować z tym, kogo osobiście, uważał za kompletnego dupka. Miał nadzieję, że jego ukochane dziewczynki jeszcze żyją. Rozum kazał mu w to wątpić. Przestał myśleć o świecie. Musiał bronić swojej rodziny. Nie wiedział dlaczego, ale czuł, że morderca chce zabić jego córki.
***
- Czas rozliczyć przeszłość – pomyślał siedząc w kasynie i popijając whisky. Patrzył na dwie zgrabne blondynki. Córki człowieka, który go upokarzał. Monrose zniszczył mu całe dzieciństwo. Teraz postanowił krwawo się odegrać. Przypadek sprawił, że były tu akurat teraz. Nie miał zamiaru wypuścić ptaszków z rąk. Oczy dziewczyn, aż przeciekały naiwnością. Nie znały go. Nie mogły niczego się spodziewać. Ojciec starannie zatarł przed nimi swoją przeszłość.
James i Steve starali się jak najszybciej zlokalizować mordercę. Choć znali jego dane, nie mogli liczyć na szybkie znalezienie go. Gonił ich czas. Starali się ze wszystkich sił. Nie mogli jednak dorównać umysłowi geniusza, który cały czas był przed nimi o krok.
Rozmowa z dziewczynami szła mu bardzo dobrze. Nie znały go. Nie mogły wyczuć podstępu. Dla nich był przemiłym, przystojnym facetem. Obie były nim zauroczone. Nie gonił ich czas, a dialog ciągnął się w najlepsze. Wiedział jak komplementować ich urodę, w taki sposób, aby jeszcze tego wieczora dokonać za zemsty. Jego aura działała na nie doskonale. Były na wakacjach i nie miały zamiary oszczędzać sobie przyjemności. Rozstali się około godziny czternastej. Córki tego skurwysyna same zostawiły mu numer pokoju, w którym się zatrzymały oraz numer telefonu na wszelki wypadek. Postanowił wybrać się na jakiś porządny obiad. Zamówione danie spożywał powolnie, ponieważ do umówionego na godzinę dwudziestą spotkania miał bardzo dużo czasu.
W telewizji akurat były wiadomości. Zobaczył informację o „makabrycznym” morderstwie czteroosobowej rodziny na przedmieściach. Zrozumiał, że musi działać bardzo ostrożnie, bo śledczy cały czas depczą mu po piętach. Widział Davisa, który z opanowaniem udzielał odpowiedzi na pytania dziennikarzy. Kolejny głupi skurwiel. On i Monrose pasują do siebie -  pomyślał, aczkolwiek przez cały ten czas jego kamienny wyraz twarzy pozostał niezmieniony. Wiedział, że policja odkryła ciała w wynajmowanym przez niego apartamencie w Nowym Jorku. Mało go to obchodziło. Nadal nie znali jego prawdziwej tożsamości. Nie wiedzieli kim jest. Znali tylko jeden z cieni jaki po sobie zostawiał. To był ich największy problem…
Jego rezerwacja zaczynała się jutro rano, więc nawet nie miał gdzie się odświeżyć. Wziął swoją torbę z bagażnika auta i poszedł do pokoju młodych dziewczyn. Nie obchodziło go nic związane z nimi, ich historie wpadały mu jednym a uciekały drugim uchem. Chciał tylko i wyłącznie ukarać tego drania za wszystko. Jane i Jennette przyjęły go z olbrzymim entuzjazmem. Na stoliku stały już dwie opróżnione butelki po winie. Obie tańczyły w rytm cichej muzyki. Chciał najpierw się odświeżyć. Dziewczyny udostępniły mu łazienkę z wyraźnym poleceniem do szybkiego powrotu. Chciały się zabawić. Nawet nie spostrzegły kiedy przed wejściem do łazienki wsypał im środków nasennych do drinków. Rzucone w wir życia, bez twardej ręki ojca, stały się naiwne i bezbronne. Wyszedł z łazienki, gdy przestał słyszeć tupot stóp tańczących dziewcząt. Wysuszył się i założył świeże ubranie. Bez zbędnego pośpiechu związał siostry oraz zakneblował ich usta. Czekał. Środek działa dość długo, ale nie przeszkadzało mu to. Wiedział, że nie może zabić ich we śnie. Nie pożądał córek tego skończonego skurwysyna seksualnie. Chciał, aby czuły ból do ostatnich chwil swego życia.
***

Arthur przyleciał do Las Vegas pierwszym samolotem. Musiał konsultować się z Jamesem, który dowodził całym dochodzeniem. Ich rozmowy sprowadzały się do minimum, ale i tak aż ociekały wzajemną pogardą. Łącząc siły starali się znaleźć córki Arthura. Ich działania były utrudnione, ponieważ zmieniły one w ostatniej chwili hotel nie informując rodziców, aby całkowicie na ten czas stracić kontakt z domem rodzinnym. Wykłócanie się detektywów z obsługą hotelu, w którym rzekomo zatrzymały się nie przyniosło żadnego skutku, natomiast stracili aż 3 godziny. Wykonując swoje zadanie zaczęli zapominać o dawnych waśniach. Musieli wykonać cel. Musieli uratować Jane oraz Jennette, a także złapać tego zwyrodnialca.
***
Obie powoli odzyskiwały świadomość. Patrzył na nie kiedy ich umysły zaczynała opanowywać panika. Próbowały wydać z siebie jakikolwiek dźwięk. Chciały wezwać pomoc. Wtedy on powiedział:
- Nikt was nie usłyszy, a z pewnością nie wasz kochany tatuś.
W oczach zapłonął mu morderczy błysk. Panika ogarnęła umysły dziewczyn. Nie potrafiły trzeźwo myśleć. Teraz w chwili zagrożenia chciałyby mieć przy sobie ojca. On zawsze ratował je, gdy tego potrzebowały. Były sam na sam z oprawcą. Nawet gdyby mogły mówić to w żaden sposób nie wyprosiłyby u niego życia. Powoli tracił kontrolę nad swoim umysłem, jednak chciał zadać im jak największy ból. Lewa ręką zaczęła mu drżeć, dlatego począł podtrzymywać ją drugą, aby nie zdradzić swej nienawiści do tego kurwiego nasienia. Spojrzał na nie. Po ich policzkach spływały ogromne łzy. Nie wiedział o tym, że goni go czas. Ojciec dziewczyn znajdował się już w Vegas. Wiedział za to, że musi przedsięwziąć wszelkie środki, aby zemścić się za wspomnienia przeszłości, które pozostawiły w jego psychice ogromny ślad. Zamierzał robić to powoli, lecz zdecydowanie. Chciał zadać im jak największy ból, który ich ojciec oglądając ciała. Z czarnej sportowej torby wyciągnął metalowy kij baseballowy. Przymierzył. Młodsza z sióstr dostała w żebra. Ledwo słyszalny jęk świadczył o tym, że nie stanowią już całości. Jane, starsza z dziewczyn wija się próbując uwolnić się z więzów. Przerażający uśmiech na twarzy szaleńcy, oznajmił jej, że teraz czas zająć się nią. Zamachnął się w jej kierunku i uderzył pod kolano. Usłyszał dźwięk łamanych chrząstek i na jego twarzy pojawił się uśmiech. Próby oswobodzenia się wprawiały go powolnie w stan wysokiego zdenerwowania. Wiedział, że lepiej będzie jeśli owego stanu nie osiągnie. Poruszył głową, aby rozprostować kark. Spojrzał w oczy młodszej z sióstr, Jennette. W jego oczach widoczna była tylko złość i nienawiść. Ręka delikatnie drżała. Sięgnął do torby i wyciągnął olbrzymi nóż myśliwski. Jane cały czas go denerwowała. Siadł na niej i złapał za obfitą lewą pierś. Łzy spływały po jej delikatnej skórze. Dotknął nożem lewego policzka. Delikatnie przesuwał zimne ostrze po ciele dziewczyny. Podniósł nóż. Zamachnął. Zatrzymał ostrze by skórze tuż nad prawą piersią. Dziewczyna przyspieszyła oddech co czuł pod lewą ręką. Miała czym oddychać. Nakreślił krzyżyk, z którego od razu wypłynęła krew. Jennette cały czas obserwowała siostrę. Cały czas podejmowała próby oswobodzenia się z więzów. Oprawca nie zwracał jednak na nią uwagi. Sięgnął do leżącej nieopodal torby. Wyciągnął pistolet. Dokręcił tłumik. Przystawił broń do prawego oka. Odbezpieczył. Wystrzelił. Raz. Drugi. Odłożył broń. Podniósł nóż i wbił go w pracujące jeszcze serce. Młodsza dziewczyna próbowała piszczeć i krzyczeć, jednak knebel uniemożliwiał jej wydanie jakiegokolwiek dźwięku. Z ciała zaczęła wypływać krew. Pościel powolnie nasiąkała czerwienią. Przeniósł wzrok na żyjącą jeszcze córkę tego skurwysyna. Teraz jej kolej. Czas na trochę uwagi z jego strony. Zaczynało kręcić mu się w głowie. W tym momencie wiedział, że musi działać szybko. Wziął kij baseballowy. Przymierzył. Wyprowadził cios. Uderzenie zgruchotało jej kości policzkowe. Przestała czarować swoją urodą. Po twarzy powolnie spływała krew i łączyła się ze łzami. Chwycił za maczetę. Dokładnie obejrzał ostrze wzrokiem psychopaty. Była wystarczająco ostra. Ciął. Ręka tuż za łokciem odpadła od reszty ciała. Dziewczyna straciła przytomność. To sprawiło, iż zdecydował, aby z nią skończyć. Podniósł broń. Dwukrotnie strzelił w środek nieskalanego zmarszczkami czoła. Maczetę zdecydowanym ruchem wepchnął w jej podbrzusze. Spojrzał na ubranie. Było pełne krwistych plam. Poszedł do łazienki. Obmył ręce i twarz. Zdjął brudne ubranie. Założył spodnie w kolorze khaki, biało polo oraz jasnobrązową marynarkę. Do tego czarne mokasyny. Teraz wyglądał jak typowy średnio nadziany gracz w Vegas. Opuścił pokój i zakluczył drzwi. Kartę, która służyła za klucz do zamka elektronicznego, schował do wewnętrznej kieszeni marynarki. Ruszył w stronę w windy. Wtem zobaczył ją. To była kobieta za urodę, której oddałby sto innych. Stała pięć metrów od niego. Śliczna, zgrabna blondynka po trzydziestce. Miała na sobie czerwoną sukienkę, która odkrywała prawie całe piękne nogi. Paliła papierosa. Wyglądała bardzo seksownie. Uśmiechnął się. Miał szczęście. Odwzajemniła uśmiech. Przyćmienie umysłu nagle zniknęło. Chciał ją posiąść tej nocy. Pragnął jej bliskości. Podszedł. Z uśmiechem na twarzy zaproponowała mu papierosa. Zapalił, choć nie miał w zwyczaju tego robić. Wtem zapytała:- Mieszkasz w tym hotelu?
- Tak, ale wolałbym coś bardziej przytulnego. Wyszedłem trochę się zabawić, ale widzę, że daleko nie będę musiał szukać - odparł kończąc tylko w myślach. Cieszył się, iż zdążył ugryźć się w język.
Mimo to cały czas patrzył w jej oczy. Były piękne. Niebieskie. Głębia, w której chciał utonąć.
- Chodźmy do mnie - nagle wypaliła. Wzięła go za rękę i prowadziła w kierunku pokoju, który służył jej za dom. Szli w ciszy. Seksownie kręciła tyłkiem. Widać było, że jest kobietą, która wie czego chce.
Dobrze, że nie zabrałem broni, pomyślał. Cały czas wpatrywał w jej ciało. Nie wiedział, że wpadł
w pułapkę. Weszli do pokoju. Od razu pchnęła go na łóżko. Zrzuciła sukienkę. Miała wspaniale, wysportowane ciało i pełne piersi. Zdjęła bieliznę i wzięła się za rozbieranie jego. Potem zaczęła go ujeżdżać. Nagle poczuł, że powoli traci świadomość. Cholera, pomyślał, pieprzony papieros. Ona tylko uśmiechnęła się. Była złodziejką, codziennie w taki sposób okradała kilku dzianych gości, którzy szybko lecieli na jej wdzięki. Gdy tylko kolejna ofiara zasnęła od razu przetrząsnęła jego kieszenie i portfel.
- Kurwa, marne tysiąc pięćset dolców. Trzeba będzie odwiedzić jeszcze pokój - powiedziała.
Miał jednak szczęście. Nigdy nie palił, dlatego nie zaciągnął się wystarczająco i stracił świadomość tylko na krótką chwilę. Udawał. Wiedział, że jeżeli wejdzie do pokoju to żywa już go nie opuści. Wyszła. Trzasnęła drzwiami. Najszybciej jak tylko mógł, ubrał się. Wyszedł. Spojrzał, czy aby na pewno nie czai się gdzieś na niego. Czysto. Szybkim krokiem ruszył w stronę pokoju. Stała tam za rogiem przed drzwiami. Sięgnął do kwiatka. Z donicy wyjął pistolet kaliber 9mm z tłumikiem. Gdy tylko weszła do środka pobiegł do drzwi. Otworzył je szybko. Stała tam. Zaskoczona widokiem jaki ujrzała. Nie mogła się ruszyć. Bała się cokolwiek zrobi. Dała z siebie wszystko, aby się odwrócić. Dziś źle trafiła. Spojrzała mu prosto w oczy. Przestawił pistolet do jej głowy. Strzelił trzy razy. Zabrał kartę i wyszedł. Kartę wyrzucił do śmietnika na tyłach hotelu, tuż obok miejsca gdzie stał zaparkowany srebrny chevrolet. Ruszył w stronę hotelu. Mógł już swobodnie udać się do zarezerwowanego przez siebie pokoju. Odebrał rezerwację i z bagażem podręcznym udał się na jedenaste piętro części hotelowej. Czuł, że jedyny czego teraz potrzebuje to regenerujący sen. Spojrzał na klucz. Pokój 1107. Wszedł. Zdjął marynarkę, spodnie i buty. Rzucił się łóżko. Od razu zasnął.
***
W tym czasie detektywi cały czas szukali córek Monrose'a. Czas działał na ich nie korzyść. Postanowili odpocząć w jednym z tanich moteli. Obudzili się o szóstej rano. Szybko ruszyli celem poszukiwania dziewcząt. W końcu znaleźli hotel, w którym dokonały rezerwacji. Okazało się, że dwa tygodnie przed przyjazdem zmieniły miejsce rezerwacji. Pognali służbowym samochodem Davisa łamiąc wszystkie możliwe przepisy ruchu drogowego. Wysiedli z auta. Biegiem ruszyli w stronę recepcji. Recepcjonista podał im klucz do pokoju dziewczyn, jednak dopiero po pokazaniu odznaki przez Jamesa. Windą pojechali na siódme piętro. Pokój 719. Stanęli przed drzwiami. Ręce drżały obu detektywom. Davis spojrzał na nowojorczyka. Arthur czuł ogromne zdenerwowanie. Wtem usłyszał:
- Zostań tutaj. Wejdę tam sam. Nie wiadomo jaki widok możemy tam zastać.
- Do cholery! Chcę zobaczyć czy moje córki są bezpieczne, rozumiesz? - próbował naprzeć na drzwi, lecz kolega po fachu powstrzymał go silnie ramieniem.
- Nie. Musisz zostać tutaj. Monrose zrozum to!
- Okay, ale wchodzę zaraz za tobą.
- W ogóle tam nie wejdziesz, dopóki ci nie pozwolę. Jesteś pod moją jurysdykcją.
- Nie możesz mi tego zrobić pieprzony dupku - cały czas denerwował się o swoje córki.
- Mogę. I teraz właśnie to robię. Cofnij się. Wejdę tam sam.
Davis wziął do ręki klucz do zamka elektronicznego. W drugiej ręce trzymał broń. Uchylił drzwi. Wszedł. To co zobaczył całkowicie go zatkało. Spóźnili się. Nie zdążyli powstrzymać tego psychola. Spojrzał na ciało zupełnie obcej dziewczyny. Pomyślał, że to przypadkowa ofiara. Pewnie coś zauważyła i dostała kulkę. Prosto między oczy. Leżała na podłodze w kałuży krwi. Widok Jane i Jennette zatykał dech w piersiach. Ostatnio, gdy je widział, były takie małe. W tym momencie leżały martwe. Chwycił za telefon. Wybrał na numer. Powiedział:
- Szybciej, kurwa, szybciej - kolejne sekundy oczekiwania dłużymy się detektywowi nieskończenie,
aż wreszcie ktoś podniósł słuchawkę - Przyjedźcie do Caesars Palace. Mamy 3 ciała. Dwie
z zamordowanych to córki Arthura Monrose z nowojorskiego wydziału śledczego. Musimy dokładnie zbadać miejsce zbrodni. W końcu musiał, kurwa, zostawić jakiś ślad.
- Okay. Jedziemy. Daj nam pięć minut - odpowiedział głos w słuchawce.
Potem wybrał jeszcze kilka innych numerów. Powiadomił wszystkich, że ta sprawa to priorytet.
Nie można było dopuścić do kolejnej zbrodni. Wiedział, że na korytarzu czeka ojciec. Te rozmowy należały do najtrudniejszych. Nie chciał dopuścić do takiego rozwoju wydarzeń, jednak stracił nad tym kontrole. Teraz  musiał złapać tego drania, zanim stanie się coś jeszcze. Uchylił drzwi. Wymknął się z pokoju, nie dając szansy zobaczenia czegokolwiek przez stojących na korytarzu. Technicy już na niego czekali. Rozważania jakie prowadził w swoich myślach trwały nieco dłużej niż się jemu wydawało. Jednego z przybyłych nie poznał. Dowodzący grupą wyjaśnij mu, że to nowy praktykant. Miał uczyć się nowo poznanego zawodu. Davis współczuł mężczyźnie. Wiedział, że ten nie raz będzie przeklinał drogę kariery jaką wybrał. James mógł tylko czekać na analizę tego co znajdowało się na miejscu zbrodni. Złapał Monrose'a za rękę, gdy ten próbował wejść do pokoju. Powiedział:
- Arthur. One nie żyją. Nie na to nie poradzimy. Pozwól działać chłopakom to szybko złapiemy tego skurwysyna. Chodź ze mną na dół. Napijemy się czegoś mocniejszego. To zrobi ci dobrze.

Skinął mu głową na zgodę. Nie pojmował tego co się stało. Cała ta sytuacja do niego nie docierała. Nie umiał poradzić sobie ze stratą tego co w grze, zwanej życiem uważał za najważniejsze. Nie wiedział co powie żonie, która z niecierpliwości czekała na informację. Bronił innych ludzi, lecz nie potrafił uratować własnych córek. Chciał zrozumieć dlaczego to spotkało akurat jego.  

Zapraszam do komentowania oraz oceniania :)

środa, 13 maja 2015

Żądza - część 4



Informacja o strasznym morderstwie kobiety dotarła do śledczych wydziału zabójstw rano około godziny siódmej. Na miejsce przylecieli helikopterem. Podobny charakter ogromu zadanych ran wskazywał na prawdopodobnie tego samego napastnika. Miejsce zbrodni wyglądało okropnie. Ciało kobiety oraz wyrwane z jej łona dziecko leżały w morzu krwi. Najważniej elementem był chłopiec, syn kobiety, świadek całego zdarzenia. Był jednak w tak olbrzymim szoku, że nie wydobył z siebie ani jednego dźwięku. Potrzebna była pomoc psychologa dziecięcego, aby móc próbować wydobyć z niego jakiekolwiek zeznania. Dla niego była to straszna tragedia a Davis doskonale go rozumiał.
            Podczas przeprowadzanego na osobności przesłuchania chłopca do pokoju wpadł z szaleńczą szybkością Steve, partner Jamesa. Powiedział, że ma coś ogromnie ważnego. Najpierw jednak należało dokończyć rozmowę z chłopcem. Opisał on napastnika jako rosłego, silnego mężczyznę z bujnymi ciemnymi włosami. Dzieciak powiedział, że w jego oczach było czyste zło. Bardzo zaskoczył detektywa, gdy dał mu włos mordercy, aby mogli do zidentyfikować. Był bardzo mądry i zachował zimną krew wtedy kiedy było to niezbędne. Po wyjściu z pomieszczenia, Davis, powiedział do partnera:
- Co tam masz?
- Słuchaj, około dwustu pięćdziesięciu kilometrów na wschód stąd znaleziono ciało w jeziorze i spalonego Cadillaca. Była to młoda, piękna blondynka. W barze dosiadł się niej facet. – oznajmił Steve Carmin.
- Dobrze zbudowany i ciemne włosy? – wtrącił James.
- Dokładnie. Oprócz tego ofiara miała mnóstwo ran ciętych – powiedział młodszy detektyw.
- A i jeszcze jedno. Było to w odległości około dwustu pięćdziesięciu kilometrów od pierwszej ofiary – dodał.
Wszystkie te informacje zaczęły powoli składać się w całość. Dla Davisa była to nie pierwsza tego typu sprawa. Wydał rozkaz przeprowadzenia sekcji zwłok oraz oględzin miejsca zbrodni drugiej ofiary. Myślał nad tym długo. Spostrzegł, że zabójca działa przy starej drodze do Vegas. Oznaczało to, że nie jest mu spieszno do miasta i może jeszcze gdzieś uderzyć. Musiał czekać na wyniki badań włosa znalezionego przez chłopca. Należało działać szybko, aby zapobiec kolejnym ofiarom. Wiedział, że trzeba gonić przestępcę. Postanowił zaryzykować i ruszyć starą drogą do mekki hazardu pośrodku pustyni. Niestety nie mógł wiedzieć, że decyzja ta była błędna. Wydał rozkazy swoim ludziom i ruszył. Miał informacje o tym, że przestępca porusza się niebieskim fordem w sedanie. Posiadał jego rysopis. Musiał gonić czas, bo kolejna kobieta można zginąć w każdej chwili. Morderca polował na młode kobiety. Uprawił z nimi seks i brutalnie zabijał. W takich przypadkach nigdy nie wiadomo co może być motywem działania.
***
W czasie, gdy śledczy działali pełną parą, aby zlokalizować zabójcę trzech kobiet i nienarodzonego dziecka, on podróżował spokojnie. Znajdował się na przedmieściach miasta. Rezerwacja pokoju hotelowego zaczynała się dopiero za 2 dni, więc postanowił zabawić trochę tutaj. Kręcił się po okolicy. Nie widział niczego co mogło by przykuć jego uwagę. Było popołudnie. Zatrzymał pojazd przy krawężniku, aby chwilę odpocząć. Na podjazd domu po drugiej stronie ulicy podjechał van. Wysiadła z niego piękna, dojrzała kobieta oraz dwoje jej dzieci syn, na oko trzynastoletni i córka wyglądająca na jakieś siedemnaście lat, która również przykuła jego uwagę. Wiedział, że muszę z nimi spełnić swoją żądzę. Obserwował dom przez dłuższą chwilę. Wieczorem pojawił się nowy Mercedes. Wysiadł z niego pan dom i ojciec dwójki dzieci. Siedząc w aucie wiedział, że będzie musiał działać cicho i spokojnie, aby nie zaniepokoić ciekawskich sąsiadów. Rozłożył fotel i zasnął. Chciał odpocząć. Dał sobie trochę czasu, aby jego pożądanie wzrosło. Obudził się, gdy właścicieli domu już nie było. Musiał włamać się do posiadłości pod ich nieobecność, aby ułatwić sobie wykonanie swego krwistego i pełnego bólu planu.
O tej porze w dzielnicy domków jednorodzinnych nie było prawie nikogo. Wszyscy z przedmieść wybyli do miasta, aby się uczyć lub pracować. Wiele tych osób to pracownicy hotelu oraz kasyn. Stanął przed drzwiami. Dookoła było cicho i spokojnie. Nikt nie mógł mu przeszkodzić. Dość sprawnie i szybko sforsował zamek. Wszedł do środka. Postanowił zrobić sobie jakieś śniadanie, aby złapać trochę energii na resztę dnia. Następnie schował się w garderobie znajdującej się przy dużej sypialni z olbrzymim łożem z baldachimem Siedział bez ruchu. Nie zaprzątał swojej głowy żadnymi bzdurnymi myślami. Towarzyszyło mu przejmujące skupienie. Czekał. Przesiąkał spokojem. Po około pięciu godzinach czekania na podjazd wjechało auto. Podszedł do okna. Ze srebrnego vana wysiadły trzy osoby: pani domu oraz dzieci. Doskonale widział ich twarze. Wrócił do garderoby i czekał. Dzieci po wejściu do domu zajęły się swoimi sprawami. Kobieta natomiast rozpakowała zakupy i udała się na górę. Weszła do sypialna. Rozpięła sukienkę. Została w samej zmysłowej, koronkowej bieliźnie. Miała piękne ciało jak na matkę dwójki dzieci. Stanęła przy drzwiach do garderoby. Słyszał wszystko bardzo wyraźnie. Kiedy chwyciła za klamkę. Otworzył je bardzo szybko i dopadł do niej. Złapał ją za gardło i zatkał usta. Nie zdążyła wydać z siebie nawet pisku. Dzieci spokojnie wykonywały swoje ulubione czynności nie wiedząc o niczym. Rzucił ją na podłogę. Zakleił jej usta taśmą. Mocno związał sznurem i ciągnął ją za włosy z sypialni do salonu na dole. Chłopiec siedział na kanapie, tyłem do nich, słuchał muzyki i oglądał telewizję. Zakradł się do dziecka i silnym ruchem rąk skręcił mu kark. Po twarzy ślicznej matki zaczęły spływać łzy. Jej syn zastygł martwy w bezruchu. Straciła go na zawsze. Gdy spojrzał na nią przeraził ją morderczy błysk w jego oczach. Ruszył na górę po córkę. Kobieta próbowała krzyczeć, aby ostrzec żyjące jeszcze dziecko. Nie dało to żadnego skutku. Otworzył drzwi od pokoju nastolatki. W ręku trzymał broń. Kiedy tylko ujrzała wyraz jego twarzy oraz broń zaczęła krzyczeć. Dopadł do niej bardzo szybko i targnął na podłogę. Podniósł jej głowę i z całej siły uderzył nią o podłoże. Przestała się rzucać. Zakleił jej usta i zaczął ją związywać. Była dość silna jak na szesnastolatkę. W porównaniu do niego jednak nie miała najmniejszych szans. Poprawił jej uderzeniem kolby pistoletu, tak, że straciła przytomność. Związał ją porządnie i tak jak matkę przyciągnął za włosy na dół. W międzyczasie zerwał z niej całe ubranie. Dał jej czas na dojście do siebie, a w tym czasie postanowił zabawę się ze starszą z nich. Chciała postawić mu opór, ale niestety dla niej bezskutecznie. Zaczął bić ją mocno pięściami. Pilnował czasu do wieczora. Nie chciał ojciec rodziny go nie zaskoczył. Kobieta przyjmowała wszystkie ciosy, bez względu na próby uniku. Ból był niemiłosierny. Rozszerzył jej nogi, ściągnął koronkowe majteczki i wszedł w nią. Całą swoją siłą blokował wszystkiego możliwości wykonania jakiegokolwiek ruchu przez kobietę. Starała wyrwać się z pod jego uścisku. Wtedy zaczął ja powolnie, aczkolwiek silnie policzkować. Łzy spływały po jej twarzy, a wraz z nimi makijaż. Nie chciał ranić ciała. Czekał na męża. Chciał robić to na jego oczach. Jego członek lekko pieścił ścianki pochwy, lecz partnerce nie dawało to żadnej przyjemności. Zdarzenie to potęgowało u niej wewnętrzny ból oraz strach. On widząc to w oczach gwałconej kobiety mógł osiągnąć wspaniały orgazm. Teraz już delikatnie dotykał jej ciała, pieścił je. Przestała się rzucać. Miała nadzieję, że powrót męża uratuje ich życie. Był jednak na to przygotowany. Gdy tylko z nią skończył usiadł na kanapie. Na podłodze leżał trzynastoletni chłopiec. Nawet nie poczuł, że umiera. Nastolatka była już pełna świadomości. Próbowała wydobyć z siebie jakiekolwiek okrzyk. Nie mogła. Teraz musiał czekać. Obie kobiety leżały nagie.
Minęło około trzydziestu minut. Mąż podjechał pod dom. Miał swoje klucze. Przekręcił
je w zamku. Lekko i wolno otworzył drzwi. Wszedł i zamknął je za sobą już dość sprawnie. Przywitał go pistolet wycelowany prosto w twarz. Był umięśniony, ale w tej sytuacji nie miał szansy na obronę. Mężczyzna z bronią w ręku nie musiał nic mówić. Pistoletem wskazał mu drogę. Mężczyzna bez oporu wykonał polecenie. Wszedł do salonu. Kiedy zobaczył żonę i córkę wiedział, że musi działać tak, aby uratować swoją rodzinę. Jego partnerka była cała poobijana. Obie płakały. Napastnik stanął za nim. Przystawił mu Glock’a do pleców i obojętnym, lecz rozkazującym tonem rzekł:
- Siadaj na kanapie.
- Błagam! Tylko nie rób nic mojej rodzinie! – wykrzyczał mężczyzna.
Widok cierpienia jego ukochanych kobiet sprawił, że zaczął grzecznie wykonywać rozkaz. Zastygł jednak w momencie, w którym zobaczył zwłoki swego syna leżącego na podłodze. Wpadł w furię, ale nie pokazał tego swoim zachowaniem. Był silny zarówno psychicznie jak i fizycznie. Poczuł ogromną nienawiść do tego skurwysyna. Wiedział, że jeżeli nic nie zrobi to wszyscy zginą tak jak jego syn. Wykorzystał chwilę nieuwagi mordercy. Wybił mu pistolet z rąk. Zaczęli się szarpać. Towarzyszyły im ciche jęki kobiet. Próbował go powalić. Przestępca był jednak silniejszy. Trzymał pana domu lewą ręką, a prawą sięgał do kabury z tyłu przy pasku. Wydobył skalpel. Machnął nim. Wydawało się, że przeciął tylko powietrze, jednak z tętnicy szyjnej wypłynęła krew pod ogromnym ciśnieniem. Cięcie było dość głębokie. Mężczyzna odpadł na kolana. Przechylił się do przodu i uderzył twarzą o podłogę. Głuche ledwo słyszalne lamenty kobiet stały się bardziej rozpaczliwe. Morderca wyciągnął maczetę. Przymierzył. Mocne uderzenie sprawiło, że głowa ojca rodziny odpadła od reszty ciała. Krew wypływająca w olbrzymich ilościach tworzyła jezioro, które powoli kąpało zwłoki syna w ojcowskiej krwi.
Jego plan się nie udał. Był lekko podenerwowany. Chciał, aby facet oglądał cierpienie swoich kobiet. Martwy tego nie zrobi. Trochę popsuło mu to szyki. Teraz postanowił zabawić z nastolatką. Podszedł do niej i szarpnął ją mocno za włosy. Spory kosmyk został mu ręku. Powąchał. Pachniały cudowną świeżością. Próbowała się stawiać. Mocnym chwytem przycisnął ją do podłogi. Wziął zamach i wszedł w jej wąską pochwę z dużą siłą. Nie mogła wydać okrzyku bólu. Starała się wydostać spod jego uścisku. Zaczął mocno bić ją pięściami po głowie. Odpuściła. On również przestał. W tej chwili chciał tylko osiągnięcia przyjemności. Nie miał zamiaru na razie jej ciąć. Dopełnił swego. W tym czasie matka dziewczyny jakimś cudem zerwała taśmę z usta i zaczęła krzyczeć. Wpadł w prawdziwą furię. Podniósł młotek. Stanął nad nią. Zamarła. Pierwsze uderzenie przyjęła prosto na czoło. Następnych z pewnością już nie czuła. Tłukł ją po całej twarzy. Straciła całe piękno. Nie dawała znaku życia. Kości jej czaszki były doszczętnie zniszczone. Twarz straciła wyrazisty kontur. Na podłogę wypływały  płyny ustrojowe. Córka patrzyła na to z ogromnym przerażeniem. Wiedziała co ją czeka. Opuścił salon. Szukał garażu. Znalazł. Przyniósł ze sobą siekierę. Starannie wyprowadzanymi ruchami rąbał ciało matki. Krew tryskała ze wszystkich ran. Zwłoki wyglądały strasznie. Nie chciał już na nie patrzeć. Jeziora życiodajnego płynu zaczęły łączyć się i tworzyły coraz większe kałuże. Na podłodze była ogromna ilość krwi. Powoli płynęła w stronę żyjącej jeszcze dziewczyny. Teraz postanowił skończyć z nią, aczkolwiek najpierw miał zamiar trochę się zabawić. Wziął swoje przyrządy. Wrócił do niej. Obrócił ją. Chciał zadowolić się analnie. Wszedł w odbyt nastolatki. Była ciasna. Dokładnie takiej potrzebował. Każdy jego ruch sprawiał dziewczynie ból. Rozkosz osiągnął dość szybko. Klęknął za nią. Podniósł wiertarkę. Przyłożył wiertło do jej odbytu i zaczął wiercić. Najpierw robił to z wyczuciem. Potem mocnymi ruchami rozwierał jej otwór. Krew powolnie z niego wypływała. Gdy dziura była wystarczająco dużo wsunął do niej niewielki ładunek wybuchowy. W małym kawałku materiału skryta był jednak olbrzymia siła. Dziewczyna czuła potworny ból. Cały czas była przytomna. Nie wiedziała jednak co się dzieje. Zrzucił swoje ubranie. Obmył się i założył świeży strój. Czuła, że ma coś w sobie. Począł kierować się w stronę drzwi. Myślała, że jest po wszystkim. Wierzyła, że ją oszczędził. Było to bezpodstawne. Stanął przy drzwiach. Nacisnął przycisk. Ładunek wybuchł. Rozerwane ciało było wszędzie. Krew oblała wszystkie ściany salonu. Spojrzał jeszcze tylko na swoje dzieło. Teraz dopełnione wyglądało cudownie. Schował kosmyk blond włosów do kieszeni i wyszedł. Musiał spierdalać z tego miejsca.
***
Patrol policyjny dostał wezwanie.  Jechali bardzo szybko. Dyżurny podał adres. W mieszkaniu znajdują się cztery ciała. Na miejscu są świadkowie. Radiowóz z dużą prędkością przemierzał skrzyżowania. Dojechali na miejsce. Biegli po schodach na górę. W mieszkaniu była pracownia fotografa. Świadczył o tym niewielki szyld na drzwiach apartamentu. Weszli do środka. Poruszali się powoli. Nie chcieli zniszczyć ważnych śladów. To co zobaczyli było przerażające. Cztery ciała leżały w olbrzymim jeziorze krwi. Cztery młode dziewczyny leżały obok siebie. Na oko wyglądały na szesnaście do dwudziestu jeden lat. Każda miała podciętą tętnicę szyjną. Krew była również na meblach oraz ścianach. Jeden z policjantów chwycił radio:
- Mamy tutaj cztery ciała młodych dziewczyn. Wiek od około szesnastu do dwudziestu jeden lat. Przyślijcie techników.

Chwilę potem przyjechał śledczy nowojorskiego wydziału zabójstw. Detektyw Arthur Monrose był  bardzo doświadczony, jednak widok ciał młodych dziewczyn przyprawił go o dreszcze, gdyż sam miał dwie córki w wieku siedemnastu i dziewiętnastu lat. Nie wiedział co może oznaczać to bestialskie morderstwo. Dokonał oględzin miejsca zbrodni. Nie przypuszczał, że to odkrycie może być ważne również dla niego.



Zapraszam do wyrażania swojej opinii w komentarzach oraz oceniania.
Z góry dzięki :)

poniedziałek, 11 maja 2015

Żądza - część 3

Detektyw James Davis dostał tego dnia nieoczekiwane zgłoszenie tuż przez zakończeniem dnia służby na rzecz bezpieczeństwa wszystkich obywateli. Sprawa była poważna, ponieważ zwłoki ofiary były zmasakrowane co świadczyło o bestialskim mordzie na prawdopodobnie, niewinnej ofierze. To co został na miejscu zbrodni zdziwiło nawet jego, śledczego z 20 letnim stażem pracy w wydziale zabójstw. Za życia była piękna, lecz teraz, kiedy ono z niej uleciało, straciła cały swój kobiecy, niewinny urok cudnej blondynki. Widok był straszny. Ogromna ilość ran kłutych, śmierć dopiero po postrzale w płat skroniowy, a także odcięte dłonie, lecz również brak jakichkolwiek śladów biologicznych. Dla Davisa taki przypadek nie był  nadzwyczajny, aczkolwiek zastanawiające były dla niego rany kłute zadawane tak, aby ofiara żyła jak najdłużej. Koledzy z wydziału nazywali go wręcz „łowcą psycholi”. Wyboru życiowej ścieżki dokonał już w wieku piętnastu lat kiedy to jego siedmioletnia siostra została brutalnie zgwałcona, zamordowana, a jej ciało zostało porąbane siekierą przez mordercę o pseudonimie „Żniwiarz”. Teraz, gdy dokonywał oględzin miejsca zbrodni nie spodziewał się, że zabójstw może być więcej. Nie miał żadnych śladów. Ciało miało wabić zapachem krwi zwierzęta, aby je rozszarpały, co zatuszowałoby tą zbrodnię. Kwestią czasu była informacja o zaginięciu kolejnej ślicznej dziewczyny w miasteczku po drodze do Las Vegas.
***
Niebieski Ford mknął autostradą na zachód Stanów Zjednoczonych, do Nevady. Kierowca bacznie obserwował uciekające krajobrazy. Jego zdenerwowanie nadal nie opadło. Myślał o tej dziwce, która nie dała mu spełnić swojej żądzy. Podróż była dla niego męcząca. Monotonna jazda sprawiała, że zmęczenie rosło. Pomyślał, że na pierwszym zjeździe opuści główną drogę i poszuka jakiegoś noclegu. Zjechał w kierunku średniej wielkości miasteczka, które zostało zapomniane na tle rozbudowanej infrastruktury. Jechał bardzo wolno. Nie było ani śladu motelu. Okolica wyglądała na spokojną, więc pomyślał, że może przespać się w aucie. Toczący się samochód na obcych blachach wzbudzał ogromne zainteresowanie wśród mieszkańców. Wszystko wyglądało tak jakby czas się tu zatrzymał. Spostrzegł restaurację. Zatrzymał pojazd. Wszedł do środka. Był obiektem zainteresowania wszystkich obecnych w lokalu. Pod marynarką miał dwie sztuki broni krótkiej na wypadek, gdyby mieszkańcy nie okazali się zbytnio gościnni. On sam nie zwracał uwagi na nikogo, a na pewno nie na grubą, rudą imitację kelnerki, która podała mu byle jaki obiad nie wykazując jakiejkolwiek znajomości zasad kultury. Nie spiesząc się wcisnął marną strawę do żołądka, zapłacił i opuścił lokal już bez zbędnego zainteresowania miejscowych. Nie zdawali sobie sprawy co tajemniczy przybysz wniesie do ich życia codziennego.
Krążył autem powoli uliczkami niewielkiego miasteczka wypatrując wybranki na dzisiejszą noc. Z dala zobaczył stojący w separacji od innych domek, a przed nim młodą kobietę. Podjechał bliżej. Zaczął się jej przyglądać. Była drobną brunetką o zaokrąglonej figurze. Na oko jej brzuch wskazywał 7 miesiąc ciąży, co podkreślała czarna, prosta sukienka. Czuł do niej pociąg. Chciał ją posiadać. Nigdy nie robił tego z kobietą w ciąży. Nie mógł zebrać myśli. Po dłuższej chwili postanowił obserwować ją. Chciał sprawdzić czy mieszka sama, czy może ma kogoś kto będzie jej bronił. Było późne popołudnie i powoli począł zapadać zmrok. Wiedział, że to jego chwila. Postanowił poczekać do północy, a potem sprawić jej niespodziankę. Gdy przyszedł moment na działanie wysiadł z auta, a jego strój pozwolił mu na zatopienie się w mroku nieoświetlonej ulicy. Dom był parterowy i miał 2 wejścia. Nie miał zamiaru się cackać z drzwiami. Porządnym kopnięciem utorował sobie drogę i zaczął szybko przeczesywać dom. Hałas ją obudził. Kiedy wpadł do sypialni zaczęła wrzeszczeć. Złapał ją, kilka razy uderzył i zakleił jej usta taśmą. Nie poddawała się. Za wszelką cenę chciała bronić swego nienarodzonego dziecka. Zadał kilka ciosów w brzuch i to ją uspokoiło z obawy o płód. Obrócił ją i fragmentem linki holowniczej związał tak, aby nie mogła go zaskoczyć. Złapał ją za włosy i pociągnął do salonu. Podniósł wykopane drzwi i zasłonił wejście. Włączył mały telewizor stojący na szafce w salonie i wrócił do obiektu pożądania. Miał ze sobą torbę z różnymi zabaweczkami. Silnym szarpnięciem zerwał z niej koszulę nocną oraz bieliznę. Szlochała, a po jej twarzy spływały łzy wielkie jak ziarna grochu. Nie miał zamiaru jej oszczędzać. Liczyła się tylko jego przyjemność. Zaczął ją policzkować i uciszać. Jego szkliste oczy wywołały u niej przerażenie. Nie mogła wydać z siebie choćby jednego dźwięku. Rozszerzył jej nogi i wszedł w nią bardzo szybko. Zaczęła płakać. Bił ją pięściami po całym ciele, cały czas mocno się w niej poruszając. Powoli wyjął olbrzymi, ostry nóż. Pokazał go wyraźnie dziewczynie. Jedną ręką przycisnął jej głowę do podłoża, a drugą za pomocą noża rozciął zaokrąglone policzki. Krew spływała z jej twarzy na podłogę gdzie zaczęła się zbierać, tworząc małe kałuże. Gwałcił ją bezlitośnie. Nie miała żadnej szansy. Bezbronna, samotna kobieta padła jego ofiarą. Oprócz mocnych ruchów członkiem w jej pochwie ze stoickim spokojem rozcinał jej skórę w różnych miejscach ciała tak, aby wolno z niej uciekało życie. Był podniecony bardziej niż przy którejkolwiek ze swoich kochanek. Gdy już wykorzystał ją z wyrachowaniem w jego umyśle zrodził się pewien pomysł. Ze swojej torby wyjął młotek i olbrzymie gwoździe.  Usiadł na niej. Nie mogła wykonać żadnego ruchu. Cały czas szlochała i próbowała błagać go o życie. Nie zwracał na to w ogóle uwagi. Rozłożył jej ręce równoległe do podłoża. Wziął gwóźdź. Przymierzył. Zaczął uderzać młotkiem. Z dłoni wypłynęła krew. Dziewczyna była otumaniona dawką bólu jaką dostała do tej pory. Gdy przybył dłoni zabrał się za nogi. Było to szczególnie bolesne, gdyż gwoździe musiały przechodzić przez kostkę. Zrobił to z ogromną dokładnością. Nie chciał, aby straciła przytomność lub przedwcześnie zmarła. Wziął kawałek plastikowej folii. Wsunął pod jej tułów. Zrobił to tak by około pół metrowa część wystawała po jego prawej ręce. Usiadł na niej. Zerwał taśmę z ust i powiedział zimnym, obojętnym głosem:
- Teraz będziesz mogła sobie pokrzyczeć.
Krzywy uśmiech był tak przerażający, że przemawiać mogła tylko sylabami. Nie interesowało go jej zrzędzenie. Widziała, że nie ma dla niej szansy na ratunek. Cicho z ogromnym wysiłkiem wydukała:
- Oooosscczzęęędź mmmo mmojee dziecccko. Bła bła błagam.
Delikatnie przeczesał jej ciemne włosy. Dotknął jej twarzy. Choć próbowała uciec od dotyku to nie mogła tego zrobić. Przyłożył palec wskazujący do jej ust. Dał wyraźnie do zrozumienia, że wydawane przez nią dźwięki go irytują. Pomyślał:
- Ty głupia suko, żeby oszczędzić Twoje dziecko musiałbym dać możliwość dalszego życia również Tobie, a widziałaś za dużo, aby tak mogło się stać.
Teraz przestał zwracać uwagę na jej jęki. Klęknął obok niej. Wyciągnął skalpel. Rozcinał jej brzuch. Nie wstrzyknął ofierze morfiny choć miał ją pod ręką. Chciał, żeby wszystko czuła. Chciał rozkoszować się bólem jaki jej zada. Ze świeżo otwartej ogromnej rany wypływało mnóstwo krwi plamiąc jasny dywan. Spojrzał i przez jego myśl przeszło zdanie:
- Nie odpierzesz tego.
Nie wypowiedział tych słów, lecz na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. Rozszerzył otwór w skórze brzucha. Porozcinał kolejne warstwy wewnętrzne, aż dostał się do płodu. Dziewczyna już straciła przytomność i powoli umierała. Mocny ruchem wyrwał dziecko z łona matki. Położył je na kawałku folii wysuniętym spod ciała kobiety. Nie był pewny czy żyje. Wziął ogromny nóż myśliwski i zdecydowanymi ruchami wyciął serce swojej ofierze. Oprócz podłogi we krwi było całe jego ubranie a także twarz, ze względu na wypływającą pod dużym ciśnieniem krew z tętnic. Nie przejmował się tym ani trochę. Serce matki położył na dziecku. Nóż złapał mocno prawą dłonią i wbił w czaszkę niemowlaka tak, że przybił go do podłogi. Wszystko wyglądało strasznie, jednak postanowił jeszcze pokazać, że jest wyrachowany i bezwzględny. Wyjął maczetę i odciął kobiecie głowę. Ciała matki i maluszka pływały w jeziorze krwi. Obmył się, wyrzucił ubrania do ogrodu i spalił je. Założył czyste i świeże. Miał zapolować jeszcze jutro, ale bał się zdemaskowania. Wsiadł do auta i odjechał w stronę autostrady, aby kontynuować swoją podróż. Tego dnia jego żądza został spełniona. Był wyluzowany i zrelaksowany. Nie czuł zmęczenia. Czuł się błogo. Jednak ona nie była taka samotna jak przypuszczał.
           Nie mógł zdać sobie z tego sprawy, ale kobiecie udało uratować się żyjące już dziecko. 
Jej 6-letni syn widział wszystko co napastnik zrobił z jego ukochaną mamusią oraz nienarodzoną siostrzyczką. Chłopiec był w szoku. To co widział przyprawiłoby o mdłości niejednego, silnego psychicznie dorosłego człowieka. Kwestią czasu było wybranie przez niego numeru służb ratunkowych i poinformowanie o wszystkim. Na taką wiadomość tylko czekał detektyw Davis, który nie miał żadnych dowodów w sprawie pierwszego zabójstwa. Chłopiec mógł być dla niego zbawiennym świadkiem, choć na razie tego nie wiedział. Jego ojciec ma również w najbliższych czasie powrócić z Afganistanu po dwóch turach misji. Na pewno nie odpuści on mordercy ukochanej żony, z którą chciał dożyć spokojnej starości. Niedługo też znajomi Jane znajdą spalone auto nad jeziorem i jej zwłoki w sitowiu. Gdy tylko tak się stanie doświadczony śledczy zacznie układać wszystkie fakty w spójną całość.


Zapraszam do oceniania w komentarzach!

niedziela, 10 maja 2015

Żądza - część 2

Nocne zdarzenie przy drodze prowadzącej przez pustynie było dla niego tylko epizodem. Był bardzo silny psychicznie i ani przez moment nie zrobiło mu się żal tej młodej, pięknej dziewczyny. Myślał, że pewnie już dobierają się do niej jakieś stworzenia, których dookoła jest pełno. Teraz leżąc na łóżku w pokoju motelowym myślał o tym, co czeka go w najbliższej przyszłości. Była to rzadkość, gdyż do tej pory zawsze żył chwilą. Wiedział, że musi być bardziej ostrożny, ponieważ będzie działał wśród ludzi. Oczywistym było, że musi zachowywać się cicho, czarująco wobec kobiet i skutecznie, aby dążyć do zrealizowania nakreślonego w głowie planu. Swoje dotychczasowe życie zostawił za plecami, od początku nowego jego rozdziału działał zdecydowanie i nie zamierzał zwalniać.
Kobiety zawsze były jego pasją. Jeśli jakiekolwiek pożądał, to żadna z nich nie potrafiła oprzeć się jego urokowi fotografa. Gdy chwile jego kontemplacji przeminęły, wziął prysznic i ruszył w kierunku pobliskiej restauracji. Zamówił naleśniki z musem czekoladowym i powolnie konsumował. Wtem zobaczył ją. Siedział sama przy stoliku w kącie. Wiedział, że to jego kolejna zdobycz. Jego tętno przyspieszało. Wyglądała cudownie. Miała na sobie granatową marynarkę, koszulę w kratę i podkreślającą figurę mini spódniczkę. Jej jasne blond włosy ślicznie podkreślały europejską urodę. Plan działania, tworzony przez jego wyobraźnię, był już prawie gotowy. Przenikliwym spojrzeniem starał się zwrócić na siebie jej uwagę. Udało to się tak szybko jak przewidywał. W tej chwili dała wciągnąć się w grę, z której nie było dla niej wyjścia. Odpuścił sobie zamówiony posiłek, udał się w kierunku jej stolika i powiedział:
- Dzień dobry! Można się dosiąść?
- Dzień dobry! Proszę bardzo – odpowiedziała z uśmiechem ukazującym jej równe, białe zęby.
Jego przenikliwy umysł już wiedział jak prowadzić grę tak, aby wszystko poszło po jego myśli. Kontynuował:
- Co taka śliczna kobieta robi sama w takiej mieścinie pośrodku pustkowia?
Była nim tak zauroczona, że bez zastanowienia odparła:
- Szukam przygody! – sama nie rozumiała dlaczego prawie wykrzyknęła te dwa słowa, ale za żadne skarby nie chciał ich odkręcać.
- Znalazłaś – dodał w myślach i z wiele mówiącym uśmiechem zapytał:
- Jest tutaj jakieś interesujące miejsce?
Zaczęła odpowiadać mu o okolicznych cudach natury, o wspaniałych ludziach jacy zamieszkują te tereny. Widać było, że opowiada o czymś, co naprawdę ją inspiruję. W pewnym momencie zaproponowała:
- Może wybierzemy się nad pobliskie jezioro?
- W takim towarzystwie? Z największą przyjemnością! – odparł tak uroczo, że była nim zafascynowana bardziej niż czymkolwiek do tej pory w swoim życiu.
Nad jezioro wybrali jego czarnym Cadillaciem, w którym wymownie dla nowo poznanej kobiety były rozłożone tylne siedzenia. Nie miała pojęcia co tam się stało poprzedniej nocy oraz nie wiedziała co czeka ją samą, pozostawioną sam na sam z mordercą. Na miejscu położyli się na trawie
i zaczęli rozmawiać. Fascynowała go coraz bardziej i zamiast jej słuchać, obmyślał plan użycia jej celem uzyskania własnej określonej korzyści. Rozmawiali o swoich pasjach, życiu i wielu innych nie mających dla niego znaczenia sprawach. Przedstawiła się jako Jane, nazwiska niedosłyszał, specjalistka od ekonomii. Imię, którym się wywołało w jej umyśle nutkę podniecenia. Zaczęli się do siebie coraz bardziej zbliżać. Ona pierwsza go pocałowała, ponieważ nie mogła wytrzymać rosnącego napięcia zmieszanego ze zwierzęcym podnieceniem. Szybko pozbyli się ubrań i całowali swoje ciała nawzajem. On delikatnie pieścił jej piersi ona natomiast masowała jego rozbudowane mięśnie pleców i pośladków. Gdy już mieli przejść z gry wstępnej do seksu, zaproponowała:
- Zróbmy to w Twoim aucie. Tutaj ktoś może nas zauważyć.
- Dobry pomysł – odparł, a ona nawet nie wiedziała jak ułatwiła mu całą sprawę.
       Zamknęli się od środka i kontynuowali. Dziewczyna chciała osiągnąć rozkosz ze zwykłego stosunku, on natomiast potrzebował czegoś więcej. Zaczął delikatnie pieścić jej piękne, dobre ciałko, a ona masowała jego mięśnie tam gdzie tylko mogła dosięgnąć. Potem z wyczuciem pieścił jej wzgórek łonowy, a Jane rozczesywała w tym czasie jego ciemne, proste włosy. Po chwili położył się na niej, całowali się, a jego penis ocierał okolice jej pochwy. Wszedł w nią. Jęknęła. Poruszał się wolno i dotykał jej piersi. Ich oddechy stopniowo przyspieszały. Teraz chciał jak najbardziej przedłużyć chwilę swojej przyjemności. Wyszedł z niej i używając siły przygniótł ją do podłogi samochodu. Nie zdawała sobie sprawy z tego co się dzieje. Dla niej był to element urozmaicenia seksu, ale tylko do czasu. Nie dawał jej możliwości ruchu. Nasunął na jej twarz kawałek folii i przyszył z obu stron do wykładziny pojazdu. Jej oczy zeszkliły się, a po policzkach zaczęły spływać łzy. Nie przejął się tym nadzwyczajnie. Powoli wyjął skalpel i wyraźnie go jej pokazał. Szloch dziewczyny był praktycznie niesłyszalny. Użył jej rękę na podłożu i zaczął rozcinać od nadgarstka aż po łokieć. Ciął ją ze stoickim spokojem. Krew z rany wypływała wprost na tapicerkę auta co było mu nie w smak, ale postanowił kontynuować swoją zabawę. Palcami otworzył rozcięcie. Widział żyły, kości oraz ścięgna. Był zafascynowany. Podciął jej żyłę, a krew zaczęła tryskać jak z fontanny. Jego podniecenie rosło z każdą kolejną chwilą. Wiedział jak postępować, aby Jane nie zemdlała. Chciał, żeby to uczucie trwało wiecznie. Zostawił jej rękę i zaczął powoli rozcinać jej klatkę piersiową i brzuch od szyi po talię. Dziewczyna płakała, ale nic nie było słychać. Spojrzał na nią tak wyobcowanym wzrokiem, że zaprzestała wydawać z siebie jakiekolwiek dźwięki. Ból musiał być niewyobrażalny. Z ciała dziewczyny wylewało się mnóstwo krwi. Było to dla niego szczególne doświadczenie o jakim marzył odkąd sięga jego dobra pamięć. Jego ręce, jej ciało oraz elementy samochodu były całe we krwi. Już teraz myślał, że ten samochód należy spalić i załatwić nowy. Po krótkiej chwili zastanowienia wrócił do zabawy. Dziewczyna nie stawiała już najmniejszego oporu choć była jeszcze przytomna. Obojętnym wzrokiem patrzyła w sufit auta, kiedy on zabierał się do powolnego rozcinania jej narządów rozrodczych. Jane nie wytrzymała tego. Jej ciało leżało w kałuży krwi na podłodze samochodu. Straciła przytomność. Gdy tylko to spostrzegł wpadł furię. Wbił jej skalpel w tętnice szyjną, a czerwony płyn dający życie z ogromną siłą począł wytryskać z rany i oblewał wszystko dookoła. Życie się z niej ulatniało, a on olbrzymim nożem myśliwskim kuł jej brzuch. Był wściekły. Nikt nie mógł go powstrzymać. Wyciągnął pistolet. Przystawił do jej prawego oka, popatrzył chwilę z miną zatroskanego ojca, strzelił. Wygłuszone ściany pojazdu zatrzymały dźwięk. Wbił jej olbrzymi tasak w przednią część gardła. Znienawidził ją. Nie dała mu tej upragnionej rozkoszy. Usiadł nagi na podłodze auta w kałuży jej krwi, która nadal wylewała się ze wszystkich ran, jakie jej zadał. Spojrzał na nią, pokręcił głową i splunął na jej łono. Teraz jej ciało pozbawione życia nie było już dla niego takie piękne. Powodem tego był też brak osiągniętego spełnienia seksualnego. Zwłoki Jane owinął swoimi oraz jej ubraniami, a następnie wrzucił do jeziora, w którym najpierw obmył się z krwi. Założył świeże ubranie. Auto stało się żywą pochodnią. Wszystkie dowody poszły z dymem, a on musiał wrócić pieszo do motelu. Po powrocie do swego pokoju od razu zasnął. Nie miał żadnych myśli. Po prostu chciał spać. Nie żałował swego postępowania ani przez chwilę. Wiedział, że coś może nie wypalić, dlatego na realizację planu dał sobie sporo czasu.
Obudził się w nocy. Wymeldował się. W środku nocy zjadł marny, wyczuwalnie odgrzewany obiad i samochodem, któregoś z gości udał się dał. Po drodze do Vegas czeka go jeszcze kilka przystanków. Jednak nie zdawał sobie sprawy z tego, że ktoś może wpaść na jego ślad. Niepotrzebnie wyłączyć przedwcześnie telewizor. Ciało pierwszej dziewczyny zostało znalezione na pustyni przypadkowo przez dwóch idiotów, którzy zabłądzili. Co będzie dalej?