Najczęściej czytane

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Cena - część 3


   W zaparkowanym pod mieszkaniem Jamiego lincolnie siedziało dwóch mężczyzn. Mieli śledzić chłopaka. Nie zdziwiło ich, że do późnego ranka nawet nie wystawił nosa z domu. Tuż przed jedenastą usłyszeli na radiu:
- Nadal siedzi na dupie?
- Jasne szefie. Nawet nie wyszedł za próg - odpowiedział siedzący na miejscu pasażera.
- Sprawdźcie to. W tej chwili - Carmine był strasznie zdenerwowany. Z pewnością nawet się nie przykładali do powierzonego zadania, gdy osobiście nie czuwał nad ich pracą.
Niechętnie wysiedli z wygodnego auta. Ruszyli w stronę budynku. Weszli do środka. Było strasznie cicho. Nie słyszeli zupełnie nic. Stanęli przed drzwiami mieszkania wynajmowanego przez chłopaka. Jeden z nich zapukał. Z wewnątrz nie dobiegał żaden dźwięk. Dave powiedział przez radio:
- Szefie nic nie słychać ze środka.
- Jak to nie słychać! Zapukajcie do cholery! - Steve tracił wszelkie pozostałości cierpliwości.
- Już pukaliśmy. Brak jakiegokolwiek odzewu.
- Kurwa, spróbujcie jeszcze raz trochę głośniej, może śpi.
Migel, niższy, ciemnowłosy latynos, walnął kilkukrotnie pięścią w drzwi. Nadal nie mogli usłyszeć czegokolwiek co mogłoby świadczyć, że w środku ktokolwiek jest.
- Szefie, nikt się nie rusza. Co mamy robić? - powiedział zrezygnowany Dave.
- Cholera... - Carmine nie wiedział co robić. Doskonale rozumiał co może mu grozić jeśli, któryś z jego przełożonych dowie się o włamaniu do mieszkania. Z drugiej strony cały czas musiał ryzykować. Bił się ze swymi myślami. W końcu rzekł:
- Migel, mógłbyś?
- Jasne, szefie - odpowiedział radośnie latynos, ponieważ zawsze lubił, gdy sprawa przybierała taki obrót.
Rozpiął marynarkę i z wewnętrznej kieszeni po lewej stronie wyjął zestaw wytrychów. Dave wyciągnął broń z kabury. Odbezpieczył ją i był gotów osłaniać partnera. Zamek poszedł bardzo sprawnie. Po niecałych trzydziestu sekundach mogli wchodzić. W tym momencie byli maksymalnie skupieni. Żaden z nich nie chciał dostać kulki od jakiegoś zdesperowanego dzieciaka. Migel uchylił drzwi tak, że widoczna była około pięciocentymetrowa szczelina. Latynos wyciągnął broń i odbezpieczył. Dave mocno kopnął drzwi i obaj weszli do środka. Sprawdzili dokładnie wszystkie pomieszczenia, z których składało się mieszkanie. Nie było tam nikogo. Obydwaj byli przerażeni. Nie wiedzieli jak zameldować zaistniałą sytuację swemu szefowi. Dave cały czas czuł jak drżą mu ręce, odkąd wyjął krótkofalówkę. Nacisnął przycisk, odczekał jakieś dziesięć sekund i powiedział:
- Szefie...
- Co do cholery?! - Steve siedział jak na szpilkach i czekał na jakąkolwiek wiadomość.
- Nie ma go w mieszkaniu - dodał po chwili Dave.
- Kurwa! - wykrzyczał Carmine. Był cholernie zdenerwowany. Nie chciał jednak wyrażać tego poprzez radio. Dodał jedynie - Możecie wracać. Nie pokazujcie mi się na oczy. Jutro macie dzień wolnego.
- Szefie, przepra... - nie zdążył dokończyć.
- Nic, do cholery, nie mów - oznajmił jedynie przełożony.
Steve rozsiadł się w fotelu. Zapalił papierosa i popijał, już prawie zimną, kawę. Musiał czekać aż ten gówniarz znowu się pojawi.
***
Właśnie mijała dwunasta godzina pracy Jamiego. Powoli kończył i zaczął szykować się do wyjścia. Gdy Jack to zobaczył rzucił do niego wznosząc wzrok z nad swego smartfona:
- Gdzie ty się wybierasz?
- Do domu. Przecież nie będę tutaj siedział cały czas- odparł Jamie.
- Będziesz. Nie możesz nigdzie wychodzić.
- A gdzie mam spać?
- Powiedz co potrzebujesz, a chłopaki to przywiozą.
- To oznacza, że mam tutaj cały czas siedzieć. Ciekawe przez ile? - Jamie był wyraźnie poddenerwowany.
- Nie wiem przez ile. Ja jedynie wykonuje rozkazy - oznajmił czarnoskóry chłopak. Po chwili dodał - Zapisz co potrzebujesz. Przekażę chłopakom.
Jamie sięgnął po znajdujący się nieopodal notes. Na odległym stole znalazł ołówek. Zapisał kilka pozycji i podał kartkę Jackowi.

1. Telewizja
2. Wygodne łóżku
3. Wódka
4. Mountain dew
5. Papierosy
6. Komiksy z mojego mieszkania

- Możesz pracować dalej - spojrzał na niego strażnik.
- Jestem zmęczony - odparł Jamie i opadł na krzesło.
Jack wyciągnął z kieszeni telefon. Wykręcił jakiś numer i swemu rozmówcy przekazał całą listę podaną mu wcześniej. Po około dwóch godzinach znów pojawiła się furgonetka, którą rano dostarczono sprzęt laboratoryjny. W wolnej przestrzeni magazynu, kilka metrów od stołów, pojawiły się dwa jednoosobowe łóżka oraz telewizor, a na nim stos komiksów z pierwszego lepszego kiosku. Jamie był zdenerwowany, ale w końcu doszedł do wniosku, że jego mieszkanie musi być pod stałą obserwacją. Chłopak położył się na łóżku, włączył kanał muzyczny i przeglądał komiksy popijając mountain dew z wódką oraz przegryzając hamburgerem. Nie chciał z nikim rozmawiać, a tym nie z facetem, który miał go pilnować. Leżał tak około godziny, a potem zasnął.
***
Steve Carmine nadal siedział w swym biurze. W jego głowie rozpętała się prawdziwa burza. Nie wiedział co może zrobić, aby odnaleźć chłopaka. On był jeszcze młody, można było go uratować. Detektyw naprawdę nie wiedział od czego może zacząć. Ślad po dzieciaku urwał się nad ranem. Niedługo po tym, gdy przybył do niego dostawca z pizzą. Nie rozumiał jak chłopak mógł wymknąć się nie zauważony. W pewnym momencie coś do olśniło. Wstał, w biegu założył marynarkę i odjechał z parkingu z piskiem opon. Po nie całych siedmiu minutach stał przed wejściem do budynku, w którym mieszkał chłopak. Wszedł do środka. Poruszał się powolnie, chciał zauważyć każdy szczegół. Wyczulił swe zmysły. Idąc parterem spojrzał na drzwi, które wcześniej nie przykuły jego uwagi w najmniejszym stopniu. Widniała na nich niewielka, zielona tabliczka oznajmiająca o tym, że znajdują się za nimi schody prowadzące w dół. Wyciągnął broń z kabury przy pasku. W drugiej ręce trzymał wielką, metalową latarkę, która w ostateczności mogła posłużyć za pałkę. Zaczął schodzić. Mimo delikatnie stawianych kroków stare, drewniane schody skrzypiały. Pod światłem latarki widział, że biała farba, która ktoś je pomalował, złuszczała się. Gdy znalazł się na dole dostrzegł włącznik światła na ścianie po prawej stronie. Po zapaleniu światła jego oczom ukazały się trzy wejścia z lewej i dwa z prawej zamknięte na kłódki. Ruszył do przodu. Minął dwa pomieszczenia po obu stronach. Spojrzał za róg. Po prawej znajdowała się wnęka, a w niej kolejne drzwi. Detektyw poszedł w ich kierunku. Jako jedyne nie były zabezpieczone. Pchnął je delikatnie i po przejściu pięciostopniowych schodków znalazł na podwórku za budynkiem. Teraz już wiedział jak chłopak wydostał się z budynku niezauważony. Jego podwładni powinni bardziej przykładać się do swojej pracy. Złapał za telefon i wykręcił numer do jednego z techników. Kazał mu zamontować kamery na tyłach budynku oraz w mieszkaniu dzieciaka. Miał jedynie podejrzenie i rozumiał, że jego działanie narusza prawo. Podstępować mógł tylko i wyłącznie dzięki wiernemu zespołowi. Wykręcił numer do Migela i oznajmił mu, że mają pełnić warty przy monitorze po dwanaście godzin tuż po zakończeniu jednodniowego urlopu.  Teraz mógł wracać do swego mieszkania. Droga zajęła mu piętnaście minut, które szybko upłynęły podczas rozmowy z Michelle. Umówił się z nią na jutrzejszy wieczór. Wszedł do windy i wjechał na czwarte piętro. Pokonał kilka kroków i znalazł się przed drzwiami. Szukanie kluczy po wszystkich kieszeniach oraz mini zawał na myśl o tym, że mógł je zostawić w biurze trwały około trzydziestu sekund. W końcu okazało się, że bezpiecznie spoczywały w małej kieszeni marynarki na wysokości pasa. Było to specjalnie przygotowane miejsce na jego zamówienie. Pchnął delikatnie drzwi i wszedł do środka. Poprzez zasłonięte, duże okna wpływało do środka wystarczająco światła z miejskich budynków, że można było zauważyć sylwetkę osoby siedzącej na kanapie. Detektyw już chciał sięgnąć po broń. Wtem usłyszał:
- Siadaj Stevie. Nie zapalaj światła.
- Czego ode mnie chcecie? - jego głos aż przesiąknął zdenerwowaniem. Ręce mu drżały. Wydane polecenie wykonał szybko.
- Wielu rzeczy. Dobrze wiesz, że od nas nie da się uciec - odparł mężczyzna.
- Rozumiem. Co mam dla was zrobić.
- Dowiesz się w odpowiednim momencie. Na razie wykonuj swoją pracę. Pamiętaj, że nasi wrogowie nie mają zbyt wiele szczęścia w życiu - groza w jego głosie złamałaby każdego cwaniaka.
- Po co tutaj przyszedłeś? - spytał Carmine.
- Po pierwsze chciałem zobaczyć jak się ustawiłeś. Swoją drogą niezła ta twoja kochanka, ale tak masz rację, jest nudna. A po drugie nie chcę, żebyś zapomniał, że jestem naszym dłużnikiem - oznajmił mężczyzna, poczym wstał z kanapy. Ruszył w kierunku drzwi, złapał za klamkę, odwrócił się i dodał - Pamiętaj Stevie dla nas nie ma rzeczy niemożliwych. Do zobaczenia - po tych słowach opuścił pomieszczenie.
Detektyw czuł jak po plecach, całymi strugami, spływa mu pot. Cały drżał, krew uderzała mu do głowy. Podszedł do mini baru i nalał sobie szklankę whisky. Odstawił ją na stolik. Zdjął marynarkę oraz koszulę i rzucił je na fotel. Usiadł na kanapie i ponownie wziął szklankę do ręki. Spojrzał na szklany stolik. Leżała na nim koperta o rozmiarze A4. Widać było, że jest czymś wypełniona. Sięgnął po nią. W środku znajdowała się kartka z notatnika, broń oraz dziesięć tysięcy dolarów. Odłożył pieniądze i pistolet. Skupił się na przeczytaniu wiadomości jaką zostawił mu ten mężczyzna.

Stevie pamiętasz ten magazyn w dokach. Znalazłeś tam trzy ciała. Pojawisz się tam za równo tydzień o 22. Sprawdź dokładnie kopertę. Jest tam zdjęcie. Wykorzystasz go, żeby zdobyć informacje. Nie używaj służbowej broni. Teraz pracujesz dla nas, nie dla nich. Pamiętaj o tym. Masz działać sam. Wiesz co robić. Spal tą kartkę.
Do zobaczenia...


Cholerne trzy kropki - pomyślał Carmine. Znał zasady i wiedział, że tych nie może w żaden sposób naruszyć. Nie miał zamiaru wchodzić w konflikt z tymi ludźmi. Był na każde zawołanie i posłusznie wykonywał rozkazy. Myślał nad tym wszystkim znów popijając whisky dopóki nie zasnął.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz